Przyznam że mnie zaskoczył a na koniec stwierdziłam że jest mistrzowski po prostu. A dlatego że po tytule, plakacie i osadzeniu Robin w roli głównej usnułam sobie jakąs taką natychmiastową wizję tego filmu. Poniekąd szedł on tym torem, ale przy tym burzył wszystkie moje założenia. Samą Robin i jej postać widziałam jako taką co to po początkowym stwierdzeniu że nie chce być dłużej w cieniu męża od razu tupnie nogą i przestawi wszystko do góry nogami albo co najmniej ucieknie z młodym kochankiem (no i pojawił sie takowy ale też w innym stylu niż bym zakładała). Doszła do momentu kiedy znowu jej było dobrze na świecie, ale to w jaki sposób potoczyła się ta historia to chyba nikt przed filmem by se nie wymyślił. No i Robin - cudna rola, tak idealnie zagrana, tak stonowana, że teraz wiem że właśnie tym sposobem osiągnęła cel, tzn. jest idelalną Pippą Lee ;)