polskie plakaty filmowe, szczególnie z lat 60-tych i 70-tych XX wieku cieszyły się zasłużoną pogardą zdecydowanej większości kinomanów, a jednocześnie piano nad nimi z zachwytu w salonach twórców i artystów, gdzie obdarzano się nawzajem niezliczonymi nagrodami i wyróżnieniami. Powstało nawet pojęcie "polska szkoła plakatu" - która, na szczęście, odeszła już do lamusa. Przedstawiony przez Filmweb polski plakat do filmu o Sherlocku Holmesie jest wdzięcznym przykładem tej - na pierwszy rzut oka - przedziwnej rozbieżności. Wystarczy porównać te kilka plakatów przedstawionych przez Filmweb do tego właśnie filmu, żeby złapać różnice i jednocześnie przyczynę tej rozbieżności. Polski plakat wywołuje raczej irytację u przyszłego widza, który chciałby cokolwiek z niego dowiedzieć się o filmie. Jak w większości tego typu dzieł pogrążonych w szale twórczym absolwentów różnego rodzaju ASP - nie dowie się niczego, oprócz tego, że głównym bohaterem filmu o życiu prywatnym Sherlocka Holmesa jest Sherlock Holmes. Stąd, tak, jak większość widzów, polskiemu plakatowi filmowemu stawiam wielką dwóję.
"Łacina" po łacinie - nieźle.
> cieszyły się zasłużoną pogardą zdecydowanej większości kinomanów <. Masz na to dowody?
To były wtedy jedne z niewielu kolorowych, ciekawych elementów ulicy. Plakat był uznaną dziedziną plastyki (ściślej - grafiki użytkowej) a nie banerem reklamowym. Nigdy nie słyszałem wyrazów potępienia - uznania bardzo często.
Obecne, na amerykańską modłę, tzw.plakaty to plastyczny "chłam" (jak większość reklam; niektóre z nich są merytorycznie i artystycznie OK - plakaty filmowe niestety nigdy).
oczywiście, bo wyrazy uznania słychać było głównie w "wśród swoich" - tak, jak napisałem wyżej. Ja i większość kinomanów z mojej ulicy nienawidzi tych plakatów i mam na to dowody. Ich miejsce jest w zamkniętych galeriach - w sam raz dla uduchowionych estetów i rozhisteryzowanych miłośniczek ptaszków i kotków, które w większości potrafią (oczywiście tylko na wernisażach i w "towarzystwie") wzbudzić w sobie - świetnie na ogół odgrywany - zachwyt, mimo, że i tak nic z tego nie rozumieją. W plakacie filmowym wolimy zdecydowanie "plastyczny chlam". Taki mamy gust. Za to należą się słowa potępienia albo pożałowania? Nasz "plakatowy" gust to coś gorszego od Twoich "kolorowych, ciekawych elementów ulicy" ?
Ja akurat bardzo lubię polską szkołę plakatu - za brak dosłowności, grę z widzem, kolory. Są reklamą filmu, haczykiem, zajawką. Jak okładka książki. Jakie mamy plakaty obecnie? Głównie składanki fotek głównych bohaterów (część z nich ma tak fatalną kompozycję, że zęby bolą od patrzenia). Mówisz, że polskie plakaty cieszyły się zasłużoną pogardą. Cóż, ja nie pamiętam tamtych czasów, ale ludzie, których znam, zawsze mówią o nich z pewną dumą. Plus wspomniany już argument wprowadzania koloru w szare ulice.
Co mówi mi o filmie ten plakat? Że głównym bohaterem będzie Sherlock Holmes xD Ale także, że nie jest to film do końca poważny, może przerysowany. Od razu przywołany zostaje cały sherlockowy asortyment: nie tylko ubiór, ale też sztywna postawa, przenikliwość i zdolność dedukcji (wielkie oko), odnajdywanie rozwiązania i wskazywanie go innym (palec wskazujący na jakiś dowód,który z pewnością przegapili wszyscy pozostali). Być może film je wykorzysta, być może się od nich odwróci plecami. Nie wiem, mam zamiar wkrótce go obejrzeć i przekonać się, czy moje domysły były słuszne.
Co do pozostałych plakatów umieszczonych na Filmwebie (wklejam linki do miniaturek, bo inaczej nie umiem, pełne wersje dostępne tu: http://www.filmweb.pl/film/Prywatne+%C5%BCycie+Sherlocka+Holmesa-1970-33102/post ers# ):
http://1.fwcdn.pl/po/31/02/33102/7315032.2.jpg - ten plakat mówi mi, że akcja filmu toczyć się będzie w Londynie, podczas gdy Filmwebowy opis kieruje mnie do Szkocji. Jest oczywiście klasyczny fajkowaty Sherlock - a raczej jego cień, bo dużo ważniejsza okazuje ruda, niezupełnie odziana dama. Nie mam pretensji do autora plakatu - pieniądz to pieniądz, a femme fatale z pewnością lepiej przyciągnie uwagę potencjalnego widza niż oklepany facet w średnim wieku. Zadziwia mnie natomiast postać tancerki - zakładam, że ma jakieś znaczenie dla fabuły. Przedmiot za plecami rudowłosej poprawnie zidentyfikowałam jako strzykawkę, której położenie na plakacie zrozumiałam (w pewnym sensie) dopiero po przyjrzeniu się kolejnemu plakatowi.
http://1.fwcdn.pl/po/31/02/33102/7433553.2.jpg - tak więc przybyła nam ręka ze strzykawką (czyżby trucizna?), wybrzeże, wampir w trumnie (bo czemu wampir w filmie o Sherlocku miał być dla mnie zaskoczeniem) i... Czy ja śnię? Czy też widzę tu najpotworniejszy spoiler w swoi życiu? Więc *coś* okaże się *czymś* przymocowanym do *czegoś* (unikam spoileorwania). Wspaniale. Więc mogę oglądać film bez zbędnego zdenerwowania fabułą i skupić się na kontemplowaniu wdzięków Rudej Damy.
http://1.fwcdn.pl/po/31/02/33102/6942948.2.jpg - to mógłby być plakat prawie każdego filmu, książki o Sherlocku. Znowu Londyn w tle. I makabrycznie zawieszona w powietrzu męska głowa. Na pierwszy rzut oka założyłam że to Watson, po zastanowieniu waham się miedzy nim a jakimś przeciwnikiem Holmesa (Moriarty?) - to przez pozę wskazującą na zastanowienie i opozycję wobec Sherlocka.
http://1.fwcdn.pl/po/31/02/33102/7043333.2.jpg - Sherlock. I zrujnowany wiejski domek. Więc tym razem nie Londyn.
Nie mówię, że wszystkie stare polskie plakaty są doskonałe, nie krytykuję też twojego gustu. Po prostu chcę zwrócić uwagę na to, że o różnych rzeczach można mówić w różny sposób i lubić różne rzeczy. :)
Jako ciekawostkę polecam plakat afrykański: http://kulturawplot.wordpress.com/2012/06/01/17-horrorow-i-nie-tylko-na-afrykans kich-plakatach/
Taką odpowiedź w pełni rozumiem i akceptuję. Mamy po prostu różne gusty i nic w tym nadzwyczajnego. Na pewno jednak ani Twój gust nie jest lepszy od mojego, ani mój od Twojego, gdyż w taki sposób nie należy ich klasyfikować. Nie istnieje po prostu miernik złego i dobrego gustu. To, że nie mam absolutnie ochoty na takie zgadywanki patrząc na plakat filmowy nie oznacza, że jestem w czymś lepszy od Ciebie (albo odwrotnie). Swoją odpowiedzią świetnie to udokumentowałaś i za to duże brawa :-)
oczywiście że to szmira gloryfikowana tylko przez "znafców"....
hehehehe u nas mówiło się "plakat zastępczy", nawiązanie to miało do popularnego w okresie kryzysu lat '80 "opakowanie zastępcze" i ten plakat w pełni funkcjonował z szarościami ówczesnej urbanizacji (a raczej brak estetyki urbanizacji), jakiś z desek zbitych wysokich płotów odgradzających plac budowy który "mieszkał" w naszej rzeczywistości latami.... świetnie przykrywał wszelkiego rodzaju ubytki tynków na elewacjach starych nie remontowanych kamienic świetnie wkomponowując się w szarości PRL....
brrr.... nigdy więcej...
Nie mówię, że wszystkie bo akurat ten z Sherlocka jest taki sobie, ale sporo polskich plakatów bardzo mi się podoba. Widać że nie są to tylko zdjęcia głównych bohaterów w jakiejś scenie ustawionych w kolejności od najważniejszego do najmniej z wytłuszczonych AND jakichś starych gwiazd, które odgrywają epizodzik. Pobudzają wyobraźnię i nie zdradzają zakończenia jak to chociażby jest z plakatami w http://www.filmweb.pl/film/Cena+strachu-1977-35041.