Miałem "okazję" obejrzeć najnowsze "dzieło" Almodovara reklamowane jako " powrót do mistrzowskiej formy po latach".
Film od początku do końca wyróżnia się ordynarnym, prymitywnym humorem. Almodovar wraz z ekipą przypomina gościa z kawału, który przychodzi do lekarza, żeby zdiagnozować swój problem. Lekarz pokazuje mu kilka normalnych przedmiotów z pytaniem o skojarzenia. Almodovar odpowiedziałby pewnie, że kojarzą mu się z dupą... jemu się wszystko z dupą kojarzy, najlepiej męską, a każdy jest zakamuflowanym "pedałem, ciotą, biseksem, lesbą itp.", co najwyżej o tym nie wie.
Brzmi głupio, ale to jest cały sens i fabuła tego filmu. Poziom humoru w filmie przypomina mi tylko poziom humoru Benny Hilla. Jak pamiętacie jeszcze sceny, kiedy to w głupiej sytuacji młodej dziewczynie spada stanik, w tym samym czasie Benny Hill się potyka i wpada jej głową między cycki, a następnie robi błogą, zadowoloną minę, jaką może zrobić tylko ten, co "chciałby, ale z nim nikt nie chce", to uzyskacie esencję tego, czym Was poraczą Kochankowie.
Największym minusem w mojej ocenie jest fabuła i dialogi. Współczesne komedie nie słyną z wybitnych żartów leksykalnych, jednak po 1h30m spędzonych w kinie ma się prawo oczekiwać przynajmniej jednej zabawnej konwersacji na poziomie. Takiej, która jakoś utkwi w pamięci. Nic z tego! Zapamiętacie jedynie wszechogarniający bałagan oraz specyficzną południową histerię.
Czy film może śmieszyć? Może. Na jednym z pierwszych seansów, na jakim byłem śmiał się w sumie jeden rząd widzów. Reszta doczekała do końca i słychać było bardzo wiele komentarzy zniesmaczonych osób. Film oceniłem na 1/10. Specjalnie nawet spojrzałem na moje poprzednie oceny jedynek na filmwebie. Są jedynie 3. Wszystkie przydzielone do polskich współczesnych "komedii". Almodovar ma jeszcze nazwisko, jest celebrytą, podobnie jak Cruz i Banderas. W moim mniemaniu tylko dlatego kręci jeszcze filmy, bo ich poziom niczym nie odstaje od tego, co serwuje nam większość twórców naszych krajowych "komedii".
Wygląda na to, że Almodovar powrócił do klimatów z czasów movidy (kiedy zrobił "Pepi, Luci, Bom..." i "Labirynt namiętności") - jeśli tak - to REWELACJA. Pojutrze sprawdzę, co z tego powrotu wyszło. :P
Uwielbiam Almodovara zawsze i wszędzie, ale od czasu "Kiki" brakowało mi u niego prostego, zdrowego, wulgarnego wariactwa. :P
Nie ma sensu dyskutować o seksualności ukazanej przez Almodóvara, to może już tylko oburzać w Polsce i w Rosji haha Hiszpania jest bardzo tolerancyjnym krajem, Pedro sam jest gejem i wyśmiewa przerysowaną wręcz ciotkowatość stewardów, w Hiszpanii od 2005 roku są małżeństwa jednopłciowe z adopcjami, a i sami mieszkańcy są "homociekawscy". Ma się to nijak do polskiej rozmodlonej rzeczywistości. Poza tym akurat seks jest jednym z wątków filmu, całą resztę można zrozumieć siedząc w tematach politycznych Hiszpanii. Amen! :D
W zasadzie w dużej mierze zgadzam się z Twoją oceną choć ja jestem odrobinę mniej surowy. Jestem skłonny dopatrzyć w tej lekkiej frywolnej formie, mieszaniny groteski i absurdu jakiegoś kunsztu a nawet talentu. Nie każdy to potrafi. Kto wie, może ten "samolot" pokierować mógł jednie Almodovar? Dodajmy, że jest to "gejowski samolot".
I w tym tkwi jak dla mnie główny problem. Jestem w stanie wybaczyć błahość, trywialność i ogólny infantylizm (seks, drugs and disco-pop;)
Ale takiej końskiej dawki gejostwa znieść mi trudno. W dodatku kompletnie bez uprzedzenia. Nie to żebym był homofobem ale mam wrażenie, że Almodovar poszedł co najmniej a jeden krok za daleko.
"Przelotnych kochanków" porównałbym do mydła rzuconego pod męskim prysznicem. Nieświadomie, w dobrej wierze schylamy się aby je podnieść a... z tył czeka na nas sam Pedro Almodovar:) Być może niektórym nie będzie to przeszkadzało, może nawet niektórzy będę zadowoleni. Mnie takie niespodzianki i filmowe molestowanie podoba się średnio. Następnym razem, przy kolejnym filmie Almodóvara będę bardziej ostrożny i czujny;)
PS Tylko jedna scena naprawdę mi się podobała. Taniec stewardów. Gejowski do bólu ale przy tym również (jak dla mnie) śmieszny
http://www.youtube.com/watch?v=BuRsGTmLrw0
PS2 Zdaje się, że trochę różnimy się gustem filmowym. Ja osobiście "Testosteron" uważam za film niezły" a "Innych" z Nicole Kidman za świetny. No ale może własnie o to chodzi aby się pięknie różnić? ;)
Wpisując ocenę zastanawiałem się przez moment nad tą sceną tańca. Nie rozśmieszyła mnie, ale doceniłem jako coś naprawdę dopracowanego w tym filmie. Jednak nie było to coś na tyle WOW, aby podwyższało ocenę filmu jako całości.
Infantylizm to dobre określenie. Nie jestem osobą mającą problemy z gejami i mógłbym zaakceptować całą komedię o nich, o ile, jako film, będzie miał to coś. Tymczasem - jak napisałeś - mam wrażenie, że Almodovar nie chce mnie rozśmieszyć, ale złapać ręką z ekranu za moją d. Żeby chociaż potrafił mnie przekonać, że jestem (jak każdy facet wg niego) pedziem, tylko o tym nie wiem/wstydzę się o tym pomyśleć. Nie! On chce mnie złapać, ale nawet nie potrafi wytłumaczyć po co! Żeby mi było miło? Na pewno nie mi... Żeby chociaż chciał mnie jakoś zbulwersować w tym łapaniu (jak w jednym z jego filmów, gdzie ksiądz miał swojego ministranta)! Dałbym mu i 3/10 za samo podniesienie ciśnienia. A tak... Obejrzałem po prostu bardzo słaby film o niczym.
Można zrobić słaby film, ale dobre komedie, jak to często bywa np. z Adamem Sandlerem. Zawsze jesteśmy nastawieni na to, że zobaczymy gościa, który jest kompletnym frajerem, ale który potrafi jakoś się przeciwstawić temu wszystkiemu. Dialogi, humor mogą się podobać lub nie, ale zapytani po roku: o czym był ten film powiemy "o gościu, który był frajerem, ale miał pewien optymizm i coś z tego wynikało". Ja po miesiącu, zapytany o Kochanków będę pamiętał tyle: gejostwo, histeria, opowieść o niczym. A za ten ostatni, najważniejszy punkt odpowiada wyłącznie Almodovar i nawet super kreacje aktorskie nie podciągną całości za wysoko.
może to moja umiejętność rozumienia dialogów w języku hiszpańskim (może jeden rząd w kinie też rozumiał ten język?), gdyż ja się śmiałam do łez. tłumacz nie błysnął polotem, nie wyczuł gier słownych, ani nie oddał ostrego dowcipu, błyskotliwe i puenty "ciot" też spłycono, a to właśnie jest chyba cały urok hiszpańskich "mariconów" - ich cięty dowcip i przezabawna modulacja głosu. film bardzo przypominał mi te pierwsze z lat 80tych reżysera, które bardzo lubię właśnie za absurdalność, transgresję, surowość. może to nie była rewelacja, ale taki sobie właśnie "film kryzysowy" ku pokrzepieniu, a kreacje aktorskie - bomba, natomiast gejowskie teoryjki mnie akurat nie rażą, też w głębi ducha uważam, że ssaki są biseksualne
Wlasnie widzialem zajawke filmu z polskimi napisami na YouTube. Tlumacz musial chyba sam byc na meskalinie, skoro zniszczyl tyle scen. Przyklad? "Jestescie bezwstydni i nieprzyzwoici" nie ma nic wspolnego z "Ah, claro! Vosotras como sois amorales, no teneis ningún problema!". Joserra mowi tu w rodzaju zenskim, i na tym tez polegala smiesznosc tej sceny: "Ah, oczywiscie! Skoro jestescie amoralne nie macie zadnego problemu". Jesli caly film mial tak beznadziejne dialogi, to wcale sie nie dziwie negatywnym ocenom. No i do tego problemy polactwa z seksualnoscia hahaha nie zalapia nic z tej komedii.
Też mam wrażenie, że tłumaczenie było denne, bo większość dialogów była dość drętwa, a niestety nie znam hiszpańskiego aż tak dobrze, żeby wszystko samemu wyłapać. :P
Ale spoko, obejrzę sobie jeszcze kiedyś z angielskimi napisami - może będzie lepiej. :)
Jako wieloletni mieszkaniec Katalonii zapewniam Cię, że ostatnią rzeczą jaką można zarzucić tej komedii jest drętwość dialogów. Ale już nie pierwszy raz film Almodóvara jest po prostu nieprzetłumaczalny. Bawi nawet użycie akcentu i dobór słownictwa andaluzyjskiego w pierwszej scenie na płycie lotniska przez Banderasa, Cruz i tego faceta szukającego komórki między walizkami.
Właśnie do akcentu też mam zastrzeżenia. :P Nie, żebym był specem, ale jest w tym filmie zdecydowanie mniej melodyjny i przerysowany niż zwykle w komediowych ekscesach Almodóvara. "Pepi, Luci, Bom...", "Labirynt namiętności", wątki związane bezpośrednio z tytułową postacią z "Kiki", Cruz w "Volver" - wszędzie tam nawet nie trzeba nic rozumieć, wystarczy wsłuchać się w tembr głosu aktorów - i już jest zabawnie. Tutaj mi tego jednak zabrakło (no, może z wyjątkiem występu Cecilii Roth).
Właśnie obejrzałem początkową scenę z polskimi napisami. Co za grzeczne tłumaczenie. To tak specjalnie pod polskich widzów? "Joder! Y el móvil?" to znaczy: "ja pier**lę, gdzie moja komórka?". Kolejna zniszczona scena. Przecież cały komizm tego fragmentu to właśnie słownictwo. "Uy, qué follon" ("co za bur*el" - w nawiązaniu do bałaganu) nawet nie zostało przetłumaczone. Musiałem wstawić gwiazdki, bo forum nawet nie pozwala na opublikowanie takich słów, hahaha Madre mía...
W tym filmie też jest zabawa intonacją - słodko przegięty głos stewardów i ogólna ciotodrama haha w polskim tłumaczeniu znów zniszczone dialogi: w napisach jest "Jesteście bezwstydni i nieprzyzwoici", tymczasem Joserra mówi w rodzaju żeńskim: "Ah, claro! Vosotras como sois amorales no tenéis ningún problema!" = "Ach, oczywiście! Skoro jesteście amoralne, nie macie żadnego problemu!".
Zmienić tutaj rodzaj żeński na męski to przecież barbarzyństwo. Scena została wykastrowana. Nie ma jaj.
Tłumaczenie własnie tego fragmentu co zacytowałeś mnie poraziło najbardziej, ogólnie mam wrażenie, że ktoś bardziej skoncentrował się przy robieiu napisów na przekazaniu gejowości filmu (nie oceniam czy dobrej czy złej) niż na rzeczywistym przekazaniu treści.
Powtórzę się: gejowsko-biseksualna ekipa samolotu jest tylko dodatkiem. No, ale Hiszpanów to nie oburza. W kinie byłem na premierze w marcu i na sali śmiali się wszyscy, włącznie ze starszymi ludźmi. Treść filmu jest polityczna.
pytanie jest jedno: gdzie byłeś na premierze? (wnioskuję, że w Hiszpanii) stąd taki odbiór, bo Ci ludzie znają realia Hiszpanii, śmieszy ich andalizyjski sepleniący hiszpański (nie wiem czy w Polsce każdy zauważył, że były 2 akcenty) Los Amantes Pasajeros w Polsce to mniej wiecej Miś czy Chłopaki nie płaczą w Hiszpanii takie oto jest moje zdanie na ten temat