Role życia skażone kiepskim scenariuszem. Ambitna próba, niestety film się ma do "Lotu nad kukułczym gniazdem" jak piernik do wiatraka. Filmowa schizofrenia. 7/10 ze względu na obie panie (duży plus dla Jolie).
Ale czemu ma sie jakkolwiek miec do "Lotu nad k.g." ? "Lot..." to "Lot..." a "... lekcja..." to "... lekcja ...". Tematyka jednak cokolwiek inna, a podobna tylko sceneria - miejsce gdzie toczy sie akcja. Jak dla mnie "... lekcja..." to film z zycia wziety, prawdziwy - o zagubionej nastolatce (z bardzo zamoznej rodziny, co nie jest bez znaczenia), a "Lot..." to bardziej film dla samego filmu - o totalnym luzaku majacym wszystko w dupie (chociaz troche sie niby zmienia pod wplywem obcowania z nawiedzonymi) i jego wybrykach. Gdyby nie brawurowo zagrana przez Jacka N. rola McMurphy'ego, no i zajebisty Czif, to mozna by sie czepiac i "Lotu..." - ze dosc plytka, moze i dodupna, fabula, idt itp. Byla w "Locie..." jeszcze i postac Billy'ego Bibbita, trudna do zagrania i zagrana super przez B.Dourifa - jak dla mnie chyba najlepiej zagrana rola w tym filmie. Ale podejrzewam ze gdyby wyjac z "Lotu..." Jacka N., to juz by takiej furory nie zrobil i znany bylby glownie krytykom i zawzietym koneserom filmowym - film jak i w/w role Czifa czy Billy'ego. Jak dla mnie "... lekcja ..." na 8/10 - czyli bardzo dobrze (9/10 to celujacy, a 10/10 to ideal - nie daje). W tych 8/10 i scenariusz - Ok - j/w zyciowy, raczej bez wybrykow i fanaberii
(moze troche mozna by sie czepic konca Daisy - w sposob troche jakby zmanierowany), ale scenariusz powstal na podst. powiesci chyba autobiograficznej (co tez nie musialo przeszkadzac autorce to i owo pod- czy zmanierowac).
Właśnie tego "zżyciawzięcizmu" nie dostrzegam. Ukazano zmanierowane, amerykańskie nastolatki, które same stwarzają sobie problemy. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Ja takich ludzi nie widuję, ciężko mi się z tym utożsamiać.
"Lot..." filmem dla samego filmu? Nie za bardzo chce mi się rozwodzić nad tym stwierdzeniem, bo po prostu go nie rozumiem.
A Jack w tych czasach nie świecił najjaśniejszą gwiazdą, więc bezpodstawne wydaje mi się stwierdzenie, iż tylko i wyłącznie on jest siłą napędową filmu.;) Zwracam się raczej ku aluzjom politycznym, choć nie jestem ani znawczynią, ani pasjonatką tej dziedziny. Osobiście cenię za to uniwersalizm - film aktualny "tu i teraz". Ponadczasowość biegnie równolegle do jakichkolwiek aluzji i to pozwala dostrzec każdemu swoje ziarno prawdy w tymże obrazie. "Przerwana lekcja..." jedną stroną wchodzi, drugą wychodzi. I nic nie zostaje - żadnych refleksji.
To taki mój prywatny miernik wartości filmów, aczkolwiek specjalistką nie jestem i rozumiem, że każdy może mieć swoje odczucia.
W filmie zaskoczyła mnie tylko Jolie, po głębszym zastanowieniu wahałabym się między 6 a 7, bo 7 to już naprawdę wartościowe obrazy.
Pozdrawiam.:)
"Ukazano zmanierowane, amerykańskie nastolatki, które same stwarzają sobie problemy. "? Mam borderline i nie wiesz o czym mówisz ,a wręcz obrażasz mnie tym wyrażeniem.
Co do do "Lotu..." to tez nie widzę sensu porównywania tych dwóch filmów bo nie maja ze sobą nic wspólnego...
Po tych słowach tym bardziej pozostaję przy swoim przekonaniu, że ten film niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
Twoja wypowiedz potwierdza twoja ignorancje.
"nie spotykasz" takich osób. Oczywiście ,ze nie. Jak chcesz to zauważyć? Mijając mnie na ulicy ,czy nawet poznając mnie osobiście nikt nie pomyślał by ze mam takie a nie inne problemy. Choroby i zaburzenia psychiczne/osobowości nie są widoczne i dlatego na świecie istnieją tacy ignoranci jak ty.
Wracając do filmu to nie znamy historii każdej z dziewczyn znajdującej się w tym osrdoku. Bardzo "nastoletnich problemów" tam nie zauważalnym z wyjątkiem głównej bohaterki , jej zachowanie można jednak tłumaczyć depresja.
W samej książce na której oparta jest fabula filmu przedstawione jest to o wiele lepiej...
Ignorancja? Bez przesady. Nie żyję pod kloszem, mój mózg w miarę funkcjonuje i rozumiem, że ludzie borykają się z problemami, także wewnętrznymi. Pewnie, że nie da się tego zauważyć "na pierwszy rzut oka" - to rozgrywa się wewnątrz każdego człowieka albo w przysłowiowych "czterech kątach".
Oceniam film, a nie książkę, gdyż to forum dotyczy ekranizacji, a książki nie miałam przyjemności czytać.
"W samej książce na której oparta jest fabula filmu przedstawione jest to o wiele lepiej..."
Sedno sprawy. Uważam, że sam film strasznie spłyca problem. Ty też tak uważasz - nie rozumiem więc Twojej agresji w stosunku do mojej wypowiedzi.
Pozdrawiam.
Na moje, film raczej nie o amerykańskich nastolatkach, które same stwarzają sobie kłopoty a o, szukaniu swojej tożsamości i normalności w stogu psychologicznych zaleceń. O tęsknocie za światem idealnym i wrażliwym. A może tylko lepszym. O tęsknocie szczególnie widocznej w pustych i poszukujących oczach najbardziej wolnego i zagubionego pokolenia czyli samych dzieci kwiatów.
Z tym, że jest ewidentnie niedomknięty. Nie zamyka się bo scenariusz jest źle wyprofilowany. Nie ma w sobie tej ponadczasowej prostej metaforyki potrafiącej ująć zagadnienia iście filozoficzne. Finał w stylu horrorów klasy B.
Warto zobaczyć dla samej Angeliny. Angeliny, którą tylko wziąłbym za rękę i tam gdzie ładniej, czując zew natury ogarniający kark razem z powiewem ciepła letniej nocy.
i tego wypada wszystkim życzyć :)