Ze zrozumieniem samego filmu nie miałem jakiegoś kłopotu, ale muszę przyznać, że po prostu to wszystko jest jakieś takie nieciekawe i tyle. Po obejrzeniu nie mam zamiaru pisać peanów na cześć twórców, tylko zadać pytanie: No i co z tego? Film mnie nie nakłonił do jakiejkolwiek refleksji na temat życia, wiary, dobra i zła. A chyba o to tutaj chodziło, nie? Ale i tak uważam, że pisanie, że to syf nad syfy to trochę przesada. Daję filmowi 5/10 i tyle.
A ja miałam wrażenie, że ten film zrobili kompletni amatorzy (tak złego montażu to ja już dawno nie widziałam), a potem sobie zerkam, a reżyser ma na koncie "Rykszarza", film który kiedyś wprawił mnie w zachwyt. I na serio nie rozumiem. Pomysł był, historia była, aktorzy byli, a wszystko wyszło takie nieporadne. Bardzo mi się nie podobał, chociaż mam wrażenie, że jakby go "przerobić" to wyszłoby niezłe kino.