Film nie bierze jeńców, łącznie z widzami. Scenariusz skupia się wyłącznie na krwawej jatce, ale podanej w taki sposób, że nie można się oderwać od niej, a która z minuty na minutę jest bardziej bestialska, brutalna i kładzie żniwo w postaci setek rozczłonkowanych w mniej lub bardziej brutalny sposób walczących. Wiadomo, że pośród nich jest jeden "superman", ale jego krwistym dokonaniom pomaga kilka osób, które po drodze "podkładają się", by chronić kogoś, kto jest totalnie niewinny. No i na końcu dochodzi (jak zwykle) do ostatecznej walki dobra ze złem, mimo iż zło zrozumiało, że jest "be" i w pewnym momencie zaczęło pomagać dobru. Mimo sztampowej opowieści, a raczej zalążka scenariusza na początku, to ogląda się to cały czas mega dobrze i bez chęci wyłączenia, mimo hektolitrów tryskającej juchy, latających członków i odgłosu łamanych kości. To po prostu mega zgrabnie poprowadzona "opowieść", gdzie najważniejszą rolę przejmuje brutalna walka i jest ona pokazana tak, że nie chciałbym być nawet świadkiem, a co dopiero uczestnikiem. I tu duże brawa za choreografię walk, efekty i prowadzenie kamery. Niby znamy to z RAID, ale wciąż zaskakuje swoją dynamiką i bestialstwem, od którego trudno się oderwać, bo finalnie to jednak walka dobra ze złem i liczymy na to, że wygra jednak to pierwsze.