Po pierwsze primo: Jest to film rzadkiej urody, o czym świadczą (w 100% zasłużone) Oscary za zdjęcia i dekoracje oraz nominacja za kostiumy (też zasłużona). Zdjęcia są naprawdę przepiękne, pełne poezji (te góry!!! masakra!!!). Zaś co do dekoracji pweim krótko: najpiękniejsze jakie widziałem! Nawet Rivendell z LOTRa się chowa!
Po drugie primo: muzyka. Podczas scen akcji idealnie się komponuje z tym co widać na ekranie (zwłaszcza bębny w scenie pierszej walki Shu Lien z Jen), zaś motyw "Love before time" jest wymiatający! Właśnie takie melodie lubię najbardziej: spokojne, nastrojowe... Ponownie całkowicie zasłużony Oscar.
Po trzecie primo: walki. Co tu dużo mówić, mistrz Yuen Wo Ping przeszedł sam siebie! Walki są po prostu genialnie wyreżyserowane i równie znakomicie zmontowane. Każda ze scen walki powoduje gejzery adrenaliny i gwałtowny szczękopad.
Po czwarte (i najważniejsze) primo: głębia. Nigdy nie przypuszczałem, że w tak prostej historii można zmieścić tyle emocji! A końcowe sceny... Ilekroć je widzę, mam łzy w oczach. Pan Lee spisał się na medal.
To chyba tyle. Moja ocena: 10.