Na początku muszę się przyznać, że nie jestem fanem kina chińskiego, a zwłaszcza opowiadających o samurajach czy innych wojownikach (ale jeśli chodzi o Chiny to jakoś inni wojownicy nie przychodzą mi do głowy :))). Nieznaczy to, jestem negatywnie nastawiony do kina azjatyckiego, NIE - poprostu nie mam okazji obcowania z tą kulturą w moim małomiasteczkowym kinie. Tak więc Azjaci - neutralni. Wracając do filmu, to otrzymałem to czego oczekiwałem: pewnego wyciszenia, nawiązania do nauki tao i wszystkie wiążące się z tym pojęciem umiejętności (odzielenie ciała od duszy, medytacyjność), bajkowość i niezwykłośc postaci wyeksponowana przez pasujące tu sceny walk. Niestety nie zgodziłbym się co do oscara za najlepszą muzykę, a z filmu usunąłbym trochę przydługi i nudnawy fragment na pustyni. Do innych statuetek nie mam zastrzeżeń. Polecam każdemu szukającemu w filmie ukojenia, wyciszenia i odskoczni od wariacji naszej cywilizacji.