Moim zdaniem Clint przedstawił właśnie w ten sposób tą historię jak ją przedstawił. Czyli prostaczek z przeszłością, od startu winien w oczach społeczności, policję która miała prostą sprawę do zrobienia i prokuratorkę, która dzięki ostatniej sprawie zrobi skok w karierze, która chce właśnie takiej sprawy. Nikt o nic nie pyta nikogo nic nie interesuje. Na końcu gość, który ma do stracenia życie, o które długo walczył ale wie że to samo zło co robi. I kto ostatecznie wygra? Dodając do tego tych przysięgłych, którym po prostu spieszy się do codziennych spraw i wcale nie chcą tam być a muszą. Piękna mikstura by siedzieć za nic. Trochę jak u nas, też stołeczek czeka na komendanta, prokuratora, pismaki mają co pisać ale nikt nie pyta czy ten prostaczek złapany to tam w ogóle był. Gorzej im idzie z politykami czy bogatą warstwą społeczną. I o tym jest ten film, dlatego taki naiwny ten wątek sprawy. Bo często tylko taki jest potrzeby. Ciekawe ilu ludzi tak skończyło.
Wygląda to na remake "12 gniewnych ludzi", tylko z dodanym wątkiem osobistego zaangażowania jednego z ławników, który wykłada nam kawę na ławę w kwestii winy oskarżonego. W "12 gniewnych..." przynajmniej kwestia winy pozostawała niedopowiedziana, a ławnicy ewoluowali w swoich poglądach.
12 gniewnych ma bardzo jaskrawie zarysowane postacie i klucz do zmiany przez bich zdania. Analityk, marketingowiec itp. tutaj jest to bardzo spłycone i myśle że specjalnie. W jednym filmie system zadziałał w drugim nie. W 12 gniewnych nie było osoby która mówiła że nieważne co i tak zagłosuje że jest winny.