wrażliwą ręka niewieścią autorki Fortepianu tkany westernik oparty na subtelnościach, delikatnościach i niedopowiedzeniach samych, przytępiający krawędzie, rozmiękczający skorupy i roztapiający ramy - zapuszkowanej w skórę persony oraz zakonserwowanego w personalia ego, na ego się zatrzymuje, swoją drogą szkoda, z drugiej strony jest w tego rodzaju działaniu jakiś sens ukryty jednak, być może aby coś zniszczyć należy doń najpierw dokopać się i nieco to podreperować?
a więc znoszący podziały jako się rzekło, wytwory kultury skrawka tego najlepszego ze światów w który zostaliśmy wrzuceni, wszystkie, poza jednym: na tych, którzy radzą sobie z własnymi (oraz cudzymi, ale cudze też nasze skoro nie ma granic) emocjami oraz na tych, którzy jeszcze sobie z nimi nie radzą..
w tym sensie będzie to wytwór wpisujący się w narrację obecnego czasu, nawet mody jednak, jakkolwiek piękny i słuszny, to będzie mój jedyny wobec niego zarzut - iż nie powstał w czasach, w których nie byłby tak mile widziany, w czasach, w których pewien bezimienny kowboj pluł na wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka, żuki gnojowniki, chomiki, kobiety i dzieci, innemi słowy iż nie powstał wtedy, kiedy powstać nie mógł..
by the way - swoją drogą ciekawe, że kobieta trzaska niemal od niechcenia rzecz o kowbojach, do której ów kowboj wszechczasów dochodził i dochodził, w końcu doszedł dopiero po pięćdziesięciu latach reżyserowania: cry, macho, cry, wszak do zyskania masz cały świat, a do stracenia nic poza własnymi mniemaniami, emocjonalnymi zaburzeniami (proszę puść to na antenie, najlepiej w podkaście niejakiego joego rogana) oraz nadmiarami wody w organizmie..
Nie ma w tym nic ciekawego, że kobieta znowu krytykuje patriachat i męskość uznaje za toksyczną, no i oczywiście każdy twardziel to kryptogej. Ten film jest tak totalnie kobiecy od przekazu aż po realizację i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Ktoś mi mógł powiedzieć, że to liberalne ścierwo propagandowe, to bym sobie tych 2 godzin życia nie zmarnował.
to nie ma nic do rzeczy. scenariusz pisała sama reżyserka, więc wszystko mogła na własną modłę zmienić. Każdy materiał źródłowy można przerobić na każdy możliwy sposób. Jest to mega kobiecy film.
że się wtrącę, zapewne napisał ją facet, który zdaniem riproya jest kobietą albo gejem albo transseksualistą, wieczorami przebiera się w damskie łaszki, kwiczy, piszczy, panikuje, paraduje przed lustrem - najczęściej po seansie Milczenia Owiec - a znajomym każe do siebie mówić loretta!
ale kalesony na bok, żarty też - moim zdaniem napisała ją istota dwunożna i nieopierzona z gatunku homo sapiens, która nabyła umiejętności w radzeniu sobie z własnymi emocjami. po prostu. co to ma wspólnego z płciami? dla przykładu kirsten dunst w tym filmie jest kobietą, która broni sobie dostępu do nich alkoholem, stawia zaporę, w taki sposób się oszukuje, złudnie regulując je sobie; z kolei cumberbatch uderza w innych oraz w siebie, tłumione przechodzi w gniew, niedopuszczone w agresję. ten podział na damskie i męskie ma tu moim zdaniem znaczenie drugorzędne, jakkolwiek film zrobiła faceciara, równie dobrze mógłby go zrobić kobieciarz. eastwood zrobił Cry Macho, chociaż jest kobieciarzem. dopuszcza do siebie pewne rzeczy w tym filmie i płacze. chodzi więc nie tyle o końcóweczki, ile o stopień samozanurzenia się w subtelności ludzkiej duszy, te z kolei stoją otworem przed każdą ze stron tego odwiecznego równania tak samo.
zatem więc twierdzę, iż błędem jest rozpatrywać ten film wyłącznie w kategorii męskie-żeńskie, iż jest on dużo głębszy niźli się wydaje na podstawie powierzchownych przesłanek. taka jest moja opinia, z którą zresztą nie do końca się zgadzam, ba! poszedłbym jeszcze dalej stawiając dosyć ryzykowną i nazbyt ogólną aby móc ją obronić tezę - nie wiem czy się ze mną zgodzicie - iż dwunożne pełzaki, które widzą w tym filmie wyłącznie poddział na męskie i żeńskie najwyraźniej same mają problem z rozpoznawaniem i nazywaniem w sobie emocji. naprawdę, mili panowie, pomiędzy kocham a nienawidzę istnieje cała paleta różnorakich emocjonalnych stanów skupienia, która żarzy się i mieni wszystkim kolorami tęczy, do wyboru, do koloru - ale być może idę już za daleko, za bardzo psychologizuję.. ślady hamowania, z pozdrowieniami, loretta!;)
"zapuszkowanej w skórę persony" , " zakonserwowanego w personalia ego" ,"wrażliwą ręka niewieścią autorki Fortepianu tkany" Co to za przedziwne slownictwo? Szekspirowy miks z mistrzem Yodą? Na litość boską, dobrze, ze widze ocenę "8" - domyslam sie, ze film sie podobał... tylko nie dane mi bedzie zrozumieć co dokładnie sie podobało. Muzyka fajna? rezyseria? Gra aktorska? Fabuła w porzadku? Ech?
noo, wszystko i rzecz wszelka z przepastnej wszechnicy wszechrzeczy tego filmu wzbogaconej o przypisy i przypisy do przypisów!
ale z podanych przez ciebie to głównie reżyseria, tylko gdybym napisał "podobała mi się reżyseria" to nie miałbym z tego żadnej frajdy..
Napiszę Ci po ludzku: muzyka dla mnie dobra, ale ogólnie łykam Greenwooda po całości, niektórzy mogą zarzucić, że zbyt nachalna. Cumberbatch chyba najlepszy od dekady, Dunst obleci, głównie się snuje i udaje starszą niż jest. Od reszty aktorów wieje raczej nędzą. Fabuła robi nadzieję przez jakąś połowę filmu, potem już tylko rozczarowanie, a na koniec totalna bieda (walniesz ze śmiechu przy scenie golenia). Ogólnie strata czasu, ale wypada znać najnowszy film Campion, więc zarezerwuje sobie dwie godziny do zmarnowania.