W tym filmie jest jedna znakomita scena, która zawsze mnie rozśmiesza. Angela i Franz wychodzą z gmachu Teatru Wielkiego w Warszawie. Zastanawia mnie jaki spektakl mogli oglądać? Najbardziej mi pasuje, że było to "Jezioro łabędzie". A w takim razie gdzie sie podziała wędka, którą Franz niewątpliwie wziął ze sobą? Czyżby zostawił ją pod fotelem? A może w szatni?
Przegięcie na maxa. Pies w operze. :/ Gorsze od upiora :P
Franz miał ukończone studia prawnicze, biegle władał angielskim i rosyjskim, znał parę sztuczet technicznych (np. otwieranie samochodu piłką do tenisa), kojarzył fakty szybciej niż jego starsi przełożeni...
Jakoś Franciszek Maurer nie wpisuje mi się w schemta skądinąd zabawnych dowcipów o milicjantach.
To jest także moja ulubiona scena-ale dlatego, że zawsze mnie rozczula.