To wszystko tyczy sie również, jeśli nawet nie w większym stopniu świata ludzi dorosłych. Film stawia pytanie o istotę normalności i czy to, że ktos jest przeciętny i z łatwością wpasowuje sie w pewne społeczne ramy, wtapia sie w mainstream i da się mu nieść, czyni z niego "normalnego" człowieka. W pewnym fragmencie filmu okazuje się bowiem, że donosicielstwo i tchórzostwo nazywane jest dojrzalością i odwagą, czyli jest wręcz społęcznie pożądane. Ciekawy paradoks, nieprawdaż?
W spoleczeństwie stawiającym na pierwszym miejscu dążenie do kariery, pieniędzy i sławy, takie jednostki jak Marius radzą sobie calkiem dobrze, ale w ten jego idealny, poukładany świat wchodzi Frida, dziewczyna nie mieszcząca sie w ramach, odbiegająca od swoich rówieśniczek, mniej (?) dojrzała. Marzy o czymś więcej niż tylko stołek na górze w korporacyjnej machinie, czego symbolem jest podróż do Indii i zobaczenie świętych krów. Nie interesuje jej świat skażony przez pozór, lans i kreację, gdzie takie wartości jak przyjażń, lojalność, wsparcie i zrozumienie są tylko pustymi hasłami, trochę jakby z innej epoki, co doskonale obrazuje scena rozmowy uczniów z psycholożką po samobójczej próbie Fridy. I nie zgadzam sie z opinią, zaczytaną tutaj na forum, że jest to film głównie dla gimbusów, bo ten świat jest tworzony przez nas- dorosłych. To my wywieramy presję bycia najlepszym (najlepiej we wszystkim jak Marius) na naszych dzieciach, to my zarzucamy im chomąto na szyje, zeby tylko zdobywali kolejne stopnie kariery, niejednokrotnie gnojąc i depczac po drodze innych. I czy w tym kontekście tytułowa świruska naprawdę nią była? Czy Marius był normalny? Był zwykły, do upierdliwości poprawny. Ale czy normalny?
Rozumiem, że jak ci ktoś obije gębę na ulicy i zabierze telefon, to jako prawilniak po prostu przejdziesz z tym do porządku dziennego, bo zgłoszenie tego odpowiednim służbom będzie donosicielstwem?
Pytam, bo nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałem.
Źle go zrozumiałeś.
Chodzi mu o to (i w filmie o to chodzi), że jak się z kolegą upijecie i powybijacie szyby w jakimś pustostanie, on ucieknie a Ciebie złapią i to go sprzedaż to to będzie tchórzostwem i donosicielstwem.
Uzywasz tu roznych frazesow ale generalnie sie zgadzam - to nie jest film robiony pod gimbaze. W polowie taki sie wydaje ale pozniej mozna powiedziec ze razi prądem. Jest jak igla. Nie bede tu pisal jak ja ten film zrozumialem bo kogo to interesuje.
Nie sądzę, żebym używał frazesów w swoim poście, a jeżeli twierdzisz, że problemy podejmowane w filmie są banalne (czy też może raczej moje na ten temat wywody), oznacza to, że jesteś zwykłym hipokrytą (niektórzy nazywają to "dojrzałym" czy też "dorosłym" spojrzeniem, żeby tylko tę swoją hipokryzję jakoś uzasadnić). To, że jestwśmy ludźmi dorosłymi nie oznacza, że mamy zamykać się na pewne zagadnienia, niewątpliwie w dzisiejszym świecie niewygodne. Ten obraz zresztą doskonale obrazuje, czym taka "dorosłość" jest i na jakich szlachetnych zasadach się opiera.
Być może źle zrozumiałem Twój wpis, bo też nie uzasasniłeś swoich krytycznych wobec mojej skromnej osoby uwag. A uważam, że mogłeś, bo filmweb właśnie takim dyskusjom służy. Ja swój odbiór filmu nakreśliłem w powyższym poście, co nie znaczy, że każdy musi sie z nim zgadzać. Jesteśmy ludźmu z różnymi doświadczeniami, w różnych klimatach wychowanymi i to zupełnie naturalne, że bedą między nami różnice, również w odbiorze kina. Pozdrawiam.
Chodzi o to, że w swoim wywodzie używasz sformułowań, które raczej nie są stricte twoje - (gdzieś zasłyszane? bo pasują do przyjętego dyskursu?).
Zarówno przemyślenia jak i sformułowania są moje. Jeżeli odebrałeś je jako pusto brzmiące frazesy to nic z tym nie zrobimy, że ja nie mam na to wpływu. Sądzę, że lepiej będzie jeśli zamkniemy ten dyskurs w tym miejscu, skoro nie chodzi Ci o konstruktywną dyskusję, a jedynie o krytyczną ocenę tego, co napisałem. I co gorsza: bez uwzględnienia jakichkolwiek kontrargumentów. Pozdrawiam.
Bo nie miałem uwag co do treści tylko formy. Może być że akurat taka forma jest twoją własną.
Ja mam proste przemyślenia. Od dawien dawna wierzę w propagandę, kłamstwa w filmach. Filmy próbują nam narzucać swoje wartości moralne. Coś jak NAD NIEMNEM Orzeszkowej, gdzie mamy mezalians. Dlaczego takie lektury były dopuszczane, czy dlatego, żeby robić pranie mózgu młodym, by nie myślały o swojej przyszłości tylko o złudzeniu miłości. Coraz słabsze geny, coraz słabsze pokolenia to cel tej propagandy.
W filmie dziewczyna ma coś z głową, związek z nią wydaje się problemem. Ich dzieci mogą odziedziczyć te choroby. To jest czysta kalkulacja o przetrwaniu gatunku, a nie tylko o wyborze złudzenia o miłości.
Tak bym mógł to określić, jednak tak naprawdę uwielbiam złudzenia, uwielbiam ten film. Jedyne co mi się w filmie nie podobało to, że pod wpływem kolegów jednak doszło do obcowania z jego dziewczyną. Ja rozumiem, że w tym przypadku ona sama tego chciała, a nawet wykorzystała swoją koleżankę - ta scena byłą dość komiczna, gdy jej koleżanka przyszła i załatwiła im pokój (to był moment, gdzie można zwątpić w jej geny i przetrwanie, gdy sama chowała się za rogiem domku, ktoś jej załatwia ojca dla jej dzieci). Szkoda mi jej, ale czuję, że ona była z nim tylko z przymusu, a nie z miłości, co było witać podczas ostatniego tańca - była z nim, bo dobrze wyglądał jak na tamte wymogi, był obiecującym sportowcem, czyli troszkę tak jakby kopiowano standardy z zachodu.
Naprawdę, to dałbym dużo by spotkać taką dziewczynę jak Frida na swojej drodze.