W Punisher: War Zone powróciły filmy akcji z lat 80tych, czyli bezpretensjonalna, komiksowa rzeźnia w wykonaniu mega twardziela. Ray Stevenson jako Frank Castle wypada bardzo dobrze. Mógłby tylko nie mieć tych wszystkich rozterek moralnych. A wyczyny szalonych braci sprawiały, że momentami ryczałem ze śmiechu, zwłaszcza, jak słyszałem radosne Me-e-e-e-e tego mniejszego. Ostatnio tak się uśmiałem na filmie akcji, jak oglądałem Shoot 'Em Up. Na plus jak dla mnie jest także kompletny brak głupkowatych wątków miłosnych, które teraz są wciskane w każdy jeden film i bardziej wkurzają, aniżeli interesują.