Gdzieś w peruwiańskiej dżungli, na granicy rzeczywistości i jakiegoś sennego marzenia. Od samego początku jest tajemniczy, a potem robi się coraz bardziej surrealistycznie: są wizje, fragmenty jak ze snu, zmieniające się style i kolory, ciągłe przeskoki w czasie i przestrzeni. . Szczerze mówiąc, miałam wrażenie, że jestem wrzucona w środek jakiegoś obcego świata. To prawda, reżyser ciekawie bawi się formą, ale życie Meshii i Ivána pokazuje jak przez mgłę, bez jasnych odpowiedzi. Raczej nie moje kino.