Nie będę się rozwodzić, co lepsze ; książka, czy film. Jednak - jak w temacie - chcę zaznaczyć tę wyższość. Mianowicie chodzi mi o to, że prawie połowa filmu dzieje się po ciemku: a to w grocie, a to w nocy, a to w ulewnym deszczu, a to w zaciemnionym mieszkaniu. Mówiąc krótko, jak ciemno, to mało widać, a jak nie widać, to przez chwilę może być tajemniczo, a po tej chwili, robi się irytująco, I tu potwierdza się wyższość słowa pisanego nad obrazem. W książce wszystko jedno, czy coś dzieje się po ciemku, czy w pełnym słońcu, bo kto by czytał coś takiego?: "Szedł po omacku i nic nie widział. Dalej nic nie widział i dalej też nie" :D. Autor książki musi wykazać się inwencją i tę ciemność "rozjaśnić" słowem.
Wracając do filmu, nie lubię patrzeć, kiedy widać niewiele.
Tak się zastanawiam ; czy to możliwe, aby policjant sam, własnoręcznie w cywilizowanym kraju Europy zachodniej, otwierał na cmentarzu,nocą trumnę przy pomocy łomu i latarki ?
Dodam, że początek mi się podobał, ale im dalej, tym mniej.
Skromnie dodam, że film od książki dzieli przepaść, pozamieniane wątki, fabuła odchudzona prawie do kości. Jak napisał/a np. kulizz trumna nie była otwierana łomem, tak ogólnie to cała ta postać Maxa w tym filmie mnie irytowała.. Więcej nie będę wymieniał (spoilery), a jak kogoś to interesuje: gorąca zachęcam to lektury:)