Film byłby dla mnie kultowy gdyby nie fakt, że pod koniec wyjaśniono, że to jednak nie zwłoki Chrystusa, tylko Dawida. Co prawda wtedy kościół miałby to tego filmu zastrzeżenia, pewnie zabroniono by puszczania go w światowych kinach, a całą sprawę zatuszowanoby: JAK ZAWSZE w tego typu wypadkach. Szkoda że wyjaśniono wszystko do końca. Nutka niepewności pozwoliłaby widzowi na głęboki myślenie po obejrzeniu seansu. Tymczasem teraz nie chce mi się myśleć o tym filmie, bo to nie ma sensu. teraz już wiem że to nie Jezus. Podobał mi się sposób przedstawienia zakłamanych księży, którzy za wszelką cenę chcą zatuszować wszelkie szkodzące im sprawy. Było to takie naturalne i życiowe....
Życiowy -jak najbadziej, naturalny...raczej nie
Przyznam się, że kiedy ten film wchodził na ekrany, a było to już jakiś czas temu, miałam co do niego pewne obawy i w zasadzie byłam pewna, że raczej go nie obejrzę. Jednak kiedy ostatnio wpadł mi w ręce, pomyślałam - dlaczego nie?
Pomijając to, że jak dla mnie, film był nudny, kreacje aktorskie też nie za ciekawe, to może jednak warto obejrzeć.
Mnie natomiast nie podobał się sposób przedstawienia księży, ale zgadzam się, że było to badzo życiowe... zaraz powiem Ci, dlaczego. Bohaterowie filmu całkowicie odpowiadali coraz popularnieszemu współcześnie stereotypowi kapłana. Było to życiowe, bo obecnie wiele osób tak właśnie o nich myśli. Naturalne nie było to w żadnym wypadku... owszem, jak w każdym przypadku są wyjątki.
A jeżeli chodzi o parę głównych bohaterów... co będziemy owijać w bawełnę, od razu można się było domyślec, że coś się między nimi wydarzy, ale... to już było, widziałam to w 'Trzecim cudzie', 'Stygmatach' i szczerze mówiąc powoli zaczyna mnie to nudzić.
A jeśli chodzi o potęgę wiary na ekranie... film byłby dla Ciebie kultowy i dałby Ci do myślenia, gdyby na końcu okazało się, że to jednak Jezus? Wybacz, ale nie badzo rozumiem, przecież film to pewnawizja człowieka, jego wyobrażenie, a przynajmniej tak było w tym przypadku. Możeliwe, że reżyserowi chodziło o to, żeby po wyjściu z kina widz zaczął sobie zadawać pytanie 'A co by było, gdyby...'. Tylko szczerze mówiąc, jakoś mnie to nie przekonuje. Jeśli rzeczywiście kogos zaczęły nękać tego typu myśli, to może warto zadać sobie pytanie, czy jakiś film ma być wyznacznikiem mojej Wiary? A może właśnie o to chodziło autorowi?
*_*_*
Doczepię się tylko ostatniego zdania, bo się z nim nie zgadzam. Zaden film nie ma być "wyznacznikiem wiary", jak pani to określiła, może jednak dać do myślenia. Jak w tym przypadku właśnie. Bo film nie jest wysokich lotów, ale przez chwilę człowiek się zastanawia, co by było, gdyby Jezus był zwykłym człowiekiem.. czy ma znaczenie fakt, jak było naprawdę, czy też może ważne jest to, że facet pociągnął za sobą rzesze ludzi i kazał im czynić dobro?
_*_*_
Hm... chyba trochę nie dokładnie się wyraziłam. Ten film wpadł mi w ręce, a raczej dostałam go od znajomego, który po obejrzeniu go, jak sam stwierdził, przez miesiąc przechodził 'kryzys wiary'. Dla człowieka wierzącego żaden film nie powinien być wyznacznikiem wiary, natomiast jeśli takim właśnie się stał, to chyba znaczy, że coś z jego wiarą jest nie tak...
Ja również pozwolę sobie się z panią nie zgodzić: film jak najbardziej może (a nawet powinien) skłaniać do refleksji, natomiast jeżeli po jego obejżeniu komuś nie daje spokoju myśl: ' Kurcze, a co, jeśli na prawdę tak było...?' Tylko ze wiara polega na tym, że wierzysz mimo wszystko. Całe chrześcijaństwo opiera się na wierze, że Pismo Święte zawiera Słowa napisane ręką człowieka a Duchem Pana, że wszystkie te Słowa są prawdziwe (dlatego też nie bez znaczenia pozostaja ostatnie zdanie filmu 'Błogosławieni, któzy nie widzieli, a uwierzyli').
Czy ma znaczenie fakt jak było na prawdę... ależ jak najbardziej ma znaczenie! Ale rzecz w tym, że każdy człowiek wierzący wie, jak było na prawdę. Natomiast nie może pani powiedzieć, że nie ma znaczenia fakt, jak było na prawdę - bo gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, to w tym momencie cała wiara chrześcijańska byłaby bezcelowa.
*_*_*
Zazdroszczę pani siły pani wiary.. to rzadkie zjawisko i być może dlatego nasze zdania na ten temat się różnią - bo ja do śmierci będę mieć wątpliwości i moja wiara ciągle się chwieje..
Właśnie dlatego nie jest aż tak ważne dla mnie, jak było naprawdę u źródeł chrześcijaństwa - w tej chwili jestem na etapie, że jeśli uwierzę w coś, co niekoniecznie mogło być prawdą (czyli wszystkie chrześcijańskie dogmaty na przykład), ale mimo to będę w stanie to zaakceptować (zaakceptować piękno i pożyteczność tej religii same w sobie) - wtedy automatycznie łatwiej będzie mi uwierzyć, że tak było naprawdę.. (i kto tu pisze długie zdania, pani Angel..)
Takie jest moje zdanie na temat religii chrześcijańskiej, w którą ze wszystkich sił staram się uwierzyć. Mam nadzieję, że zdążę przed śmiercią.
Dodam jeszcze, że się boję, co w tym momencie pani sobie o mnie pomyślała. Dodam też, że jestem otwarta na wszelkie próby resocjalizacji, naprawdę bardzo mi tego trzeba. Jestem stworzeniem poszukującym. Najgorsze co może być, to niezdeklarowany wierzący.
Ależ... mnie się prosżę nie bać!:)
Nie przesadzałabym z siłą mojej wiary:) Może nie napisałam tego do końca tak, jak chciałam- w każdym razie chodziło mi o to, że dziwne wydaje mi się stwierdzenie, że ktoś załamuje się po tego typu filmie - swoją drogą dość mizernym - skłonić do myślenia - może, natomiast jeśli ktoś miał wątpliwości, to jak dla mnie dziwne byłoby, gdyby zrodziły się dopiero po tym filmie - w sumie treść nie stanowi tu żadnej filozofii -chyba każdy wierzący człowiek ma tego typu wątpliwości.
Napisałam - i być może na tej podstawie wyciągnęła Pani ten pierwszowersowy, 'górnolotny' wniosek - , że człowiek wierzący wie, że tak właśnie było. Też zastanawiałam się, czy nie użyłm zbyt 'mocnych' słów, ale po małym przemyśleniu - nie wiem, czy byłoby dobrze, gdybym napisała, że chrześcijanie uważają, że tak było... sama wie wiem, może byłoby to dobre.
Nie wiem, czy człowiek jest w stanie osiagnąć taki stan, w któm nie targają nim sprzeczności ( gwiazda, nie pozwól mi używac takiego języka!:). 'Wiara polega na tym, ze wierzysz mimo wszystko' - wierzysz, chociaż masz wątpliwości - tak, jak każdy ma - gdybyś widziała moje, raczej nie doszłabyś do poprzedniego wniosku. Nasze zdania - owszem, różnią się , ale zdaje się nie z tego powodu, o jakim Pani pisze - jestem pewna, że mnie również do końca życia nie opuszczą wątpliwości, a moja wiara chwieje się z każdym podmuchem wiatru ( weź Ty mnie pobij następnym razem za takie słownictwo:)
Ale chrześcijaństwo właśnie na tym polega - nawet znajomy ostatnio zauważył, że właśnie tym różni się od sekt, gdzie wszystko masz wyjaśnione i znajdziesz odpowiedź na każde pytanie. Kończę juz, bo znowu za barzo się rozpisuję:) Wątpliwości były i będą zawsze - nie czekaj, aż miną całkowicie, aby dopiero w tedy zabrać się do poznawania tego, co niepoznane.
Jeśli chodzi o to, co w tym momencie sobie o Pani pomyślałam, to nie ma się o co martwić - bądźmy tolerancyjni, każdy ma swoje poglądy i prawo do własnych myśli ( niestety nie każdy korzysta...). To, że mamy różne zdanie... ja jestem jak najbardziej otwarta na dyskusje - może nawet za bardzo:)
Pozdrawiam
Ps. No, a myślałam, że tylko ja mam tendencję do długich zdań...:) Mogę prosić o ponowne wytłumaczenie mi 2 akapitu?:) ( późno jest - to dlatego:)
*_*_*
Jeśli pani wierzy, to rzeczywiście głupotą byłoby napisanie, że "chrześcijanie uważają, że tak było". Ma pani rację, pani Angel.
Niniejszym zabraniam pani używać sformułowania "tragają nim sprzeczności"!! Zakaz wygasa z dniem 3 stycznia 2004 o godzinie 16:33. Dorzucam do tego jeszcze "podmuchy wiatru". Ale wiem, co pani chodzi. Uspokoiła mnie pani, teraz nie czuję się winna, że mam wątpliwości.
Akapit drugi będzie pani musiała sobie jeszcze raz go przeanalizować. Jest napisany naprawdę prostym językiem (polskim) i zawiera tylko 458 znaków :P
to dobrze, że Pani wie, co mi chodzi:)))
Czytam kolejny raz 2 akapit Pani poprzedniej wypowiedzi...
Teraz usuwam nawiasy i czytam poraz kolejny...
Usuwam zdania wtrącone...
(wie Pani co, do długich i zawiłych zdań to chyba tylko ja mam uprawnienia:P)
hmmm....
Więc jeśli pani uwierzy w coś, co niekoniecznie mogło być prawdą, ale pomimo to będzie to Pani w stanie zaakceptować, to wtedy łatwiej będzie Pani w to uwierzyć...hm...czy tak...?
Możemy o tym porozmawiać jeszcze raz, od początku, bo nie jestem do końca pewna i niczym podmuchy silnego wiatru targają mną sprzeczności, czy dobrze Panią rozumiem:P))
Pozdrawiam - Pani Angel
_-^(@,@)^-_
Na wstępie bardzo chciałam pani podziękować za pozdrowienia, Pani Angel. Pomogły.
A dalej. Moją wiarę/niewiarę radzę zostawić w spokoju, bo jest tak niesprecyzowana, że trudno na ten temat dyskutować :) Choć swoją drogą, w moim wieku trzeba byłoby się określić.. nie jestem już taka młoda.. właściwie to zaczynam już się na poważnie starzeć, a jeszcze nie wiem, gdzie pójdę po śmierci.. muszę to jak najszybciej ustalić.
Ten (nie)szczęsny drugi akapit odraczam do czerwca be-er. Wcześniej niech się Pani w niego nie zagłębia, bo jeszcze pani zasmakuje w owych rozwlekłych konstrukcjach, co w Pani przypadku nie byłoby wskazane..
Ze swej strony również bardzo Panią pozdrawiam i mam nadzieję, że będziemy miały jeszcze okazję kiedyś porozmawiać.
'Jestem pewna, że mnie również do końca życia nie opuszczą wątpliwości, a moja wiara chwieje się z każdym podmuchem wiatru ( weź Ty mnie pobij następnym razem za takie słownictwo:)
Ale chrześcijaństwo właśnie na tym polega - nawet znajomy ostatnio zauważył, że właśnie tym różni się od sekt, gdzie wszystko masz wyjaśnione i znajdziesz odpowiedź na każde pytanie.'
Coraz bardziej przychylam się ostatnio do takiego myślenia. Jedyny sposób, żeby wysłuchać spokojnie ludzi typu Dana Browna i ani nie psioczyć, ani nie skoczyć (jak ojciec Lavelle).
*_*_*
Nie przesadzałabym z rolą Kościoła w światowej kinematografii. To nie cenzorzy. Wtrącają się raczej w sprawy ewidentne, jak na przykład nie rozpowszechniane w Polsce "Ostatenie kuszenie Chrystusa", gdzie reżser ośmielił się (bezczelny) wysunąć hipotezę, że Jezus był bardziej człowiekiem niż Bogiem i sam nie wiedział, co robi.
Jak już wyjaśniła ci pani Angel, nie jest ważne, "co się okazało", ale do czego cię to zmusiło. Ten film więcej sugeruje - jeśli próbować go odebrać inaczej, to to mogą być jedynie popłuczyny po Indianie Jonesie, jak ktoś to już na tym forum zauważył.
riposta
Wiesz... napisałąm tak o filmie "Pytanie do Boga" z dwóch powodów: 1) tak myślę, a ja nigdy nie ukrywam tego, co myślę i zawsze bez przeszkód wygłaszam swoją opinię- z tego m.in. jestem znana w kręgach znajomych 2) nie wierzę... (ciekawa jestem, czy w takiej sytuacji opublikują na filmwebie ten komentarz...?! )
*_*_*
Bardzo ci się chwali, że nie ukrywasz tego co myślisz.. przynajmniej jeśli chodzi o forum, bo z kadrą nauczycielską w szkole bym nie przesadzała znowush.. oni nie muszą wiedzieć absolutnie wszystkiego.
Napisałaś, że jesteś znana w kręgach znajomych i póki tak pozostanie, nie masz powodu obawiać się, że twoje komentarze będą cenzurowane tylko dlatego, że nie wierzysz. No, chyba że wyjdziesz za mąż na jakiegoś księcia - wtedy radzę uważać na słowa.