Świetna ekranizacja prozy Sienkiewicza
Paulina
Jakiś czas temu obejrzałam film pt. "Quo vadis". Film nakręcony przez Jerzego Kawalerowicza, jednego z najwybitniejszych, powojennych twórców filmowych. W swoim dorobku ma mnóstwo pięknych filmów, np. "Faraon" czy "Matka Joanna od aniołów". Jego twórczość jest obficie nagradzana. I tak np.: w 1984 roku dostał nagrodę Grand Prix za film "Austeria", który okazał się najlepszym filmem na FPFF w Gdyni, a w 1978 roku Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego reżysera za film "Śmierć prezydenta". Jego filmy zarówno śmieszą, jak i wzruszają oglądającą publiczność.
Ostatnim filmem Jerzego Kawalerowicza jest "Quo vadis". To świetna ekranizacja książki Henryka Sienkiewicza pod tym samym tytułem. Są między nimi małe różnice, np.: w powieści najważniejszym motywem była miłość Ligii i Winicjusza, natomiast w filmie ten wątek zszedł na drugi plan, a bardziej została wyeksponowana postać Petroniusza, który był pomiędzy dobrem a złem.
Muzyka do filmu jest po prostu rewelacyjna. Piękne utwory skomponowane przez Jana A.P. Kaczmarka, a wykonane przez Fiolkę, Małgorzatę Walewską i Michała Bajora były warte zwrócenia uwagi.
Miałabym pewne zastrzeżenia, co do aktorów, a mianowicie nie podobała mi się gra Michała Bajora - filmowego Nerona. W tej roli obsadziłabym Daniela Olbrychskiego. Magda Mielcarz, która zagrała Ligię i Paweł Deląg - filmowy Winicjusz, byli świetni i uważam, że reżyser trafnie zadecydował o ich wystąpieniu. Taki same odczucia mam, co do roli Petroniusza zagranego przez Bogusława Lindę, który wykazał się wewnętrzną siłą i spokojem duszy.
Moje wrażenia po obejrzeniu filmu: ekranizacja bardzo mi się podobała, chociaż w scenie palenia Rzymu widoczne były efekty komputerowe. Zwróciłam uwagę przede wszystkim na zachowanie chrześcijan, którzy z godnością i czcią przyjmowali swój wyrok, uważając, że taka była wola boża.
Superprodukcje coraz bliżej "super"
A. Grodecki
Film Jerzego Kawalerowicza zdecydowanie różni się na korzyść od adaptacji ostatniej cegiełki Trylogii - "Ogniem i mieczem". O ile w przypadku dzieła Jerzego Hoffmana nikt znaczący nie miał odwagi przyznać, że film jest po prostu kiepski, czego ukoronowaniem była totalna klęska aktorska supergwiazdy Izabelli Scorupco, o tyle z "Quo vadis" jest całkiem nieźle. Oczywiście aktorom najmłodszego pokolenia brakuje jeszcze kunsztu jaki prezentują bardziej doświadczeni koledzy, ale jest to raczej wina reżysera i scenarzysty. Film jest bowiem zbyt wolny i nudny w pierwszej połowie, ubarwiony jedynie osobami bohaterów, przez co trudny dla aktorów. Można zaryzykować wręcz stwierdzenie, że nic się nie dzieje. Przyspieszenie akcji w drugiej części rekompensuje straty.
Doskonała gra Bogusława Lindy, Michała Bajora i Jerzego Treli. Pozostałym również można pogratulować. Ogólnie aktorzy są bardzo celnie przyporządkowani rolom.
Pod względem technicznym - ujdzie. Jesteśmy już przyzwyczajeni do perfekcji "made in Hollywood" i razi widok malowanego tła w głębi ulicy, czy halogenowego oświetlenia twarzy aktorów w grocie, gdzie płoną pochodnie. Skądinąd wiadomo też, że lwy nie zabijają gryząc w łydki.
Pochwała dla reżysera i scenarzysty za wierne oddanie treści dzieła Sienkiewicza bez najmniejszej szkody dla filmu, co niestety zupełnie nie udało się w "Ogniem i mieczem".
Zaskakujące i również bardzo udane zakończenie "z przesłaniem". Warto zobaczyć, polecam!