Bardzo dobrze zrealizowane kino, z szybko rozwijającą się akcją. Właściwie - ze względu na temat - to thriller bardziej dla pań ale mi osobiście również przypadł do gustu. Najbardziej urzeka końcówka i dochodzenie do prawdy (z Hitchcockowską muzyką w tle) - niby prosty schemat ale w tym obrazie zrealizowany celująco. Większość konfrontacji Peyton (znakomita De Mornay) i reszty dostarcza sporo emocji i choć wiele rzeczy jest przewidywalnymi to życzyłbym sobie aby współczesne thrillery traktowały widza w równie poważny sposób jak zrobił to reżyser "Ręka na kołyską".
De Mornay - znakomita? No błagam, ta aktorka była tak sztuczna, że męczyło oglądanie jej w tej roli. Nawet jak na tamte czasy. Jeśli ktoś tam naprawdę dobrze zagrał, to tylko Ernie Hudson.
Nie kupuję postaci Solomona (Hudson). Nie sądzę abym w życiu spotkał kogoś takiego jak postać Solomona (Hudson). Natomiast takie osoby jak Peyton (De Mornay) - owszem. Rosnący szał Peyton jest niesamowity, szczerze mówiąc chyba miałbym obawy podejść do niej na planie.
Kiedyś miałam do czynienia z ludźmi upośledzonymi umysłowo, a Solomon był upośledzony w stopniu lekkim. Hudson pokazał postać dokładnie tak, jak wygląda taka chora osoba: jąkał się, rozumiał pewne rzeczy na poziomie małego dziecka, a przede wszystkim pokazał to, co u takich ludzi najcenniejsze - silnie rozbudowana intuicja wobec zła. Bo właśnie tak jest z upośledzonymi - w pewnych dziedzinach są dużo bardziej bystrzy, niż stuprocentowo zdrowy człowiek. Jeśli kiedyś spotkasz w swoim życiu kogoś takiego, to zupełnie inaczej spojrzysz na grę Hudsona.
Miałam też do czynienia z ludźmi owładniętymi niebezpieczną obsesją i zdecydowanie w życiu zachowują się zupełnie inaczej, niż tak, jak pokazała De Mornay. Generalnie widziałam ją już w innych rolach dużo lepszych niż w "Ręka nad kołyską". Tutaj niestety dała ciała... że tak powiem. Ani mnie nie zszokowała (a powinna), ani niczym nie zaskoczyła (tym bardziej powinna).
zaburzenia psychiczne to nie grypa, gdzie łatwo postawić diagnozę. Tu każdy przypadej jest inny i nikt nie musi zachowywać się podobnie. Ponadto reżyserzy i aktorzy grający jakieś postacie z zaburzeniami osobowości, zazwyczaj nie obracają się w temacie w ciemno, tylko dla uwiarygodnienia roli, zasięgają konsultacji z ludźmi obeznanymi w temacie.
to oczywiste, że każdy aktor decydujący się zagrać daną rolę, przygotowuje się wcześniej, korzystając z pomocy osoby "dotkniętej" chorobą (takie przypadki też się zdarzają), lub korzystając z rad specjalistów. Co nie zmienia faktu, że z pewnością inne aktorki zagrałyby rolę Peyton lepiej. Sorry, ale na nie kupuję tego, co pokazała De Mornay, choćbyś nie wiem, jak się tutaj wysilała z przekonywaniem mnie. Nie kupuję i koniec!