Nie rozumiem co widzicie w tym filmie żeby go tak zachwalać, owszem było kilka zabawnych sytuacji ale generalnie był nudny i po kilku minutach oglądania czekałem kiedy się już skończy. Ode mnie 5/10.
Bo my w nim widzimy i czujemy rock & roll :-) Świeżo po seansie , więc mogę sypnąć paroma reflksjami. Przedewszytskim film , raczej nie miał na celu rozśmieszać do płaczu , jest lekki , zabawny , trochę banalny ale chyba o to chodziło...przedwszystkim liczy się klimat tamtych czasów i muzyka a 2/3 ekipy IT CROWD było miłym zaskoczeniem :) :) :)
Zapewne usiadłeś przy nim licząc na komedię; coś w stylu albo Dziennika Bridget albo tego co określamy mianem "angielskiego czarnego humoru", czy "amerykańskiej komedii". Tymczasem komedia ma ten sam problem co horror, wymaga się od niej, aby rozśmieszała, bez pytania o to jaki, kto preferuje humor i to chyba największy błąd. 
Co do filmu; to przede wszystkim film muzyczny, z cyklu "niedzielne popołudnie" i bliżej mu do produkcji "Był sobie chłopiec" czy "To właśnie miłość". Przyznaję, że był to najbardziej oczekiwany przeze mnie film roku i tylko złości mnie, że nie miał premiery w kinach. 
Co do oceny, wydaje mi się, ze najuczciwsza średnia to 7, ale "wielcy znawcy kina" pewnie na to nie pozwolą(z czym chętnie się pokłócę, gdyby coś...), sama dałam mu 8, i to chyba sprawiedliwa ocenia biorąc pod uwagę "filmy z muzyką w tle", które powstają ostatnio. 
Co w nim widzę: 
- muzyka, 
- kolory, 
- obsada, 
- Nick Frost, 
- uwielbiam filmy Richarda Curtisa 
- każda z postaci ma swoje pięć minut, mamy szansę poznać i polubić każdego z bohaterów, duży plus za Simona, 
- i co podobało mi się najbardziej, to słuchacze, chyba największe wrażenie zrobiły na mnie momenty, w których pokazywano ludzi słuchających radia (zwłaszcza pod koniec).