Wow. Po prostu wow! Przyznam szczerze, że idąc na RED do kina nie spodziewałem się jakichś większych fajerwerków, tym bardziej, że ostatnie filmy na podstawie komiksów są raczej średnie (patrz „The Losers”, czy „tylko” dobry – a w porównaniu z komiksem, przeciętny - „Kick-Ass”). Zmęczony dniem, z napuchniętymi od niewyspania oczami udałem się z kolegą do kina na najnowsze dzieło Roberta Schwentke – raczej mało znanego reżysera, który sklecił wcześniej „Plan Lotu”, czy romans sci-fi, „Zaklęci w czasie”. Widziałem zwiastuny, który nastroiły mnie naprawdę pozytywnie, ale znając życie, zawód czai się na każdym kroku, a mało który film spełnia pokładane w nim nadzieje. A jednak, stało się – mój ulubiony aktor obrazów sensacyjnych, Bruce Willis, oraz jego iście złota hollywoodzka kompania kumpli po fachu (Malkovich, Freeman, Mirren) w niesamowicie widowiskowy i nadzwyczaj humorystyczny sposób pobudzili mnie do życia niczym Green Up i dali nadzieję, że jest jeszcze w Ameryce ktoś, kto potrafi wykorzystać dobry, komiksowy scenariusz, mieszając ze sobą idealnie zbalansowaną ilość efektów specjalnych, komicznych sytuacji oraz kadry aktorskiej, której pozazdrościłby niejeden wzięty reżyser. Kiedy miałem rozdziawić gębę podziwiając kaskaderskie sztuczki, tak też robiłem – kiedy nadchodziła komediowa scenka, śmiałem się w głos wraz z resztą widzów. To doprawy niesłychane, bo zazwyczaj jestem ostro zdystansowany do akcji przedstawionej na ekranie. Nie wspominając już o nieco sztywniackich reakcjach na jakikolwiek wpleciony żart, będących niczym więcej, niż lekkim uśmieszkiem na twarzy zmęczonego powielaniem znanych schematów człowieka. RED ma w sobie więcej pozytywnej energii niż niejedna komedia i jest doskonałym wyborem na wieczór ze znajomymi, a nawet… randkowy seansik. No, mówię Wam!
CYA!
Być agentem CIA to nie taka łatwa sprawa – musisz szkolić się wiele lat, by zostać wprawnym członkiem organizacji i zdobyć uznanie oraz rozpoznawalność wśród kolegów z pracy. Nie oznacza to jednak, że na starość czeka cię zasłużony odpoczynek przy kominku, o nie! Trzeba mieć na uwadze, że siedząc w rządowych sprawach, ma się o nich dość spore pojęcie, a to nie każdemu może być na rękę. W końcu wiele afer i spisków narodowych to niekoniecznie wymysł szalonych umysłów zwariowanych osobistości, ale czyste fakty. Każdy ex-pracownik stanowić może potencjalne zagrożenie. Emerytura nie oznacza pozbycia się problemu, starzec przecież wciąż żyje i może gadać. Co więc zrobić w takiej sytuacji? Wrobić go? Nasłać na niego szkolonych zabójców? A może jedno i drugie? Komu zależałoby na życiu osoby, która wcześniej sporo narozrabiała (nawet jeśli byłaby to jedynie niepotwierdzona plotka, martwi przecież nie zeznają). Główny bohater, Frank, to właśnie jeden z byłych agentów CIA, prowadzący dość szare, samotne życie po-emerytalne. Bezcelowe wstawanie z łóżka, poranna toaleta, gapienie się w zachmurzone niebo i obserwowanie sąsiadów, których – sądząc po dekoracjach na ganku - powoli zaczyna nachodzić duch świąt Bożego Narodzenia. Zapewne niektórych taka sytuacja zachęciłaby do przystrojenia sufitu w mieszkaniu własnym korpusem dyndającym na lnianym sznurze, ale Frank miał dla kogo żyć. Tak jakby. Często rozmawiał przez telefon ze swoim doradcą emerytalnym, który okazał się być całkiem sympatyczną, młodą kobietą, najwidoczniej odwzajemniającą sympatię odległego o setki kilometrów rozmówcy. Sęk w tym, że spółkując z wrogiem agencji, samemu stajesz się ich celem. Cóż, trzeba ruszyć stare gnaty i urządzić sobie małą eskapadę.
THE LAST ACTION
Już przed premierą wiedziałem, że RED został sklecony na podstawie popularnego w Stanach komiksu, choć nigdy wcześniej nie miałem okazji się z nim bliżej zapoznać. Po seansie stwierdziłem, że chyba to nadrobię – ale jakoś później, gdyż niebawem udaję się na powtórkę z rozrywki, tym razem zabierając ze sobą tatę. Nieczęsto jakiś film zachęca na ponowne jego obejrzenie – a już tym bardziej w kinie i to po zaledwie dwóch dniach – ale ten konkretny przypadek ma w sobie tyle uroku, że nie sposób jest mu się oprzeć. To niejako amerykańska wersja polskiej „Ostatniej Akcji”, która to przy bezpośrednim porównaniu z zagranicznym kolegą wydaje się taka jakaś mdła i nieciekawa – cóż, może jestem dzieckiem Hollywoodu? A może po prostu RED jest faktycznie niesamowitą rozrywką na światowym poziomie? Porządne kino akcji jeszcze żyje i ma się dobrze, polecam sprawdzić samemu (albo jeszcze lepiej - z grupką znajomych). W końcu nie każdy czerwony musi być od razu zły…
Dodatek: Niedawno wróciłem z drugiego seansu. Czy film coś na tym stracił? A skąd, zyskał! Tym razem wyłapałem więcej smaczków i nie przetłumaczonych dowcipów, rozjaśniła mi się nieco fabuła, a aktorstwo wydało się jeszcze lepsze, niż poprzednio (zwróćcie uwagę na mimikę). Tata powiedział, że to najlepszy film jaki widział od dwudziestu lat… ale on ogląda głównie powtórki na wideo, więc załóżmy, że to lekka przesada. Tak, czy siak – wizyta w kinie obowiązkowa.
-------------------------------------------------------------------------------- ----------------------------
+ Rewelacyjnie Ekstrawaganckie Dzieło (RED to jeden wielki plus)
- Pirania 3D (ale to chyba nie ta bajka)
Ocena: 94/100
===================
cinemacabra.blog.onet.pl
film genialny!
spodziewałam sie jakiegos dlużacego się filmu sensacyjnego , ale nici z tych planów!
film to prawdziwa tragikomedia, wszyscy w kinie smialismy sie na głos :D
polecam polecam!
Ty chyba coś z tego masz że wypisujesz takie bzdury (to już któryś z rzędu taki komentarz). Film jest po prostu słaby (jest to [dotychczas] najgorszy film w jakim widziałem Morgana Freeman'a i Bruce'a Willisa...)
Zgadzam się. To jeden z najgorszych filmów jakie widziałem. Jest nudny, fabuła opiera się na jechaniu w pewne miejsce i zrobieniu czegoś, pełno tu schematów, aktorzy tutaj w ogóle nie grają. To jest bardzo słabe kino akcji. Zastanawiam się tylko czy Expendables jest gorszym filmem czy to coś ale chyba jest remis... Dla mnie to najgorsze filmy roku.
Skoro to dwa najgorsze filmy roku, to gdzie uplasują się produkcyjniaki z Sy-Fy i kilka pozycji od Asylum? Chyba trochę się pogubiliście w ocenach i za mocno szafujecie określeniem "najgorszy". Ale każdy może mieć swoje zdanie...
To jest tylko moje zdanie. Nie oglądałem tego o czym piszesz wiec się nie wypowiadam. Z filmów które widziałem w tym roku, te dwa co wymieniłem uważam jak narazie za najgorsze.
tak byłam zachwycona , że jak wróciłam z kina od razu zabralam sie na komentowaniee =)
teraz ochłonełam, ale pozytywne wrażenia pozostały!
ps. tylko 3 posty napisałam...