... dlugi i nudny ... chcialoby sie powiedziec o "Requiem for a dream" ale cholera nie mozna tego zrobic. Co prawda przez pol filmu ogladac bedziemy haos wydobywajacy sie z umyslow nacpanych ludzi, czy kobiete usilujaca nie wciagnac nastepnej szarlotki z lodowki, to jednak ten obraz ma w sobie "to cos". Dla nielicznych (jak i dla mnie) bedzie to bardzo dlugi i meczacy film, niczym jakies 2-godzinne przemowienie dyrektora w ogolniaku z ktorego nic nie wyciagnales ale po latach doszedles o czym ten stary nawijal na szkolnym boisku (ofkoz jesli miales madrego czlowieka za dyrektora).
Don't get me wrong, ten film niesie ze soba mocne przeslanie.
Moze pokazac jakie masz wspaniale zycie i go nie doceniasz.
Obraz da duzo do myslenia ludziom slabym, leniwym, wiecznie marudzacym na swe kiepskie zycie, mlodym i pozbawionym checi degeneratom, ktorzy przez monotonie, chipsy i MTV zatracili radosc zycia... Film da Ci niezlego kopa i zapalu do pracy nad soba. Na pewno warty poswiecenia 100 minut zycia, ktore w Twoim przypadku okazac sie moga dobra inwestycja.
Moim jednak zdaniem film jest zbyt slabo zrealizowany, wolne tempo i przydlugie sceny halunów narkotykowych. Wydaje mi sie, ze przeceniacie ten film.
Inna sprawa warta uwagi to "theme song" z tegoz filmu. Gwarantuje, ze za 10 lat bedziesz wiedzial "jak to lecialo". Nic tylko bic brawo dla autora.

W moim odczuciu 7/10