Kurcze, no! Dlaczego tyle filmów cierpi na zespół nadmiernej inspiracji, dając od siebie tak niewiele, przez co przez cały seans w widzu kiełkuje uczucie déjà vu, a zgaga po filmie jest wręcz nie do zniesienia. Reżyser Michael Greenspan oraz scenarzysta Christopher Dodd – obaj szerzej nieznani, dopiero debiutujący w kinie pełnometrażowym – wpadli na wprost genialny pomysł by nakręcić swoją wersję „Essential Killing”, do gotowej formy wsypując motyw przewodni „Pogrzebanego”. Wyobraź sobie taką sytuację. Budzisz się w środku puszczy we wraku samochodu, masz pokiereszowaną buźkę, złamaną nogę, a na tylnim siedzeniu gnije jakiś nieprzystojny trup. Co więcej, absolutnie nie masz pojęcia kim jesteś, gdzie jesteś, co tu robisz i co zrobisz, gdy nadejdzie noc - a nadejdzie na pewno (a wraz z nią hefalumpy… albo kuguary, zawsze mi się mylą). Przerąbane, co? Jedyny odcinek „Szkoły przetrwania” rozgrywający się w dżungli przegapiłeś, bo na Polsacie leciał akurat „Kevin sam w Nowym Jorku”, MacGyver nigdy Ci nie podchodził, a z „Zagubionymi” jesteś na bakier? No to sorry, Winnteou, było się dokształcać, a nie pisać jakieś głupie raporty na studia. W podobnych tarapatach znalazł się główny bohater „Resetu”, a jedyne, co przychodzi mu do głowy – prócz steku przekleństw – to przebłyski z nieudanego napadu na bank. Zaraz… czy to oznacza, że nawet jeśli uda mu się przeżyć, to i tak dorwie go policja i wsadzi do burej celi? Z kosmatym pakerem zerkającym namiętnie z dolnej pryczy? Śmierci, nadejdź!
POGRZEBANY W MONOTONII
Dobra, dobra. Trochę mnie ponosi, ale to dlatego, że „Wrecked” jest niemiłosiernie rozwleczonym i nudnym filmem, a ja dopiero co skończyłem go oglądać. Greenspan miał za to głowę do jednego – udanego castingu. Adrien Brody, którego postanowił obsadzić w roli głównego (i w zasadzie jedynego) protagonisty, spisał się wyśmienicie. Jego mimika, wielkie i smutne oczyska oraz niebywały talent w okazywaniu cierpienia sprawdzają się tu doskonale, dzięki czemu mamy wrażenie uczestniczenia w podglądaniu prawdziwego starcia rannego człowieka z nieubłaganymi siłami natury - coś jak realistyczna wersja przygód Beara Gryllsa, z wyłączeniem grupy cateringowej śmigającej za ekipą poza kadrem. Brody już w „Pianiście” udowodnił, że ma smykałkę do ról „udręczeńców” i chyba tylko w „Predatorach” minął się ze swym powołaniem (cherlawy marine? Please…). Żeby nie było zbyt nudno – ha ha, ponury żart – dorzucono tu również wizje i omamy, jakie zdaje się widzieć wyczerpany fizycznie oraz psychicznie główny bohater. Dziewczyna, pies, kuguary… czy cokolwiek z tego było prawdziwe, czy to jedynie złudne halucynacje zmęczonego życiem umysłu? Pole do dyskusji jest całkiem spore, ale czy komukolwiek będzie się chciało wracać do tej produkcji podczas rozmów ze znajomymi? Zresztą, niech mi ktoś wyjaśni jakim cudem film, który dzieje się w jednym miejscu – trumnie – może być ciekawszy, niż obraz, gdzie aktorowi dano do dyspozycji cały zespół leśny? Przy bezpośrednim starciu „Pogrzebany” vs. „Reset” ten pierwszy wygrywa w przedbiegach. Cóż, przynajmniej zakończenie filmu daje jakąś satysfakcję z przemęczenia się przez te półtorej godziny. Głowy nie urywa, ale mocno mnie zaskoczyło, a to spory plusik.
NUDA! NUDA! KOMU NUDA?!
Czym więc tak naprawdę jest „Wrecked” i kto jest jego widzem docelowym? Oto film jednego aktora (nie licząc krótkich epizodów z bohaterami drugoplanowymi), który z jednej strony potrafi zaskarbić sobie sympatię widza i skutecznie grać na jego emocjach, a z drugiej tak bardzo przypomina mieszankę Vincenta Gallo i Beara Gryllsa, że po pewnym czasie stękania oraz k-fuc-kania na lewo i prawo, jego dalsze losy stają się nam kompletnie obojętne. Target obrazu w zasadzie nie istnieje, bo całość wygląda jak gdyby przygotowywano ją pod liczne festiwale filmowe, ale przy zachłyśnięciu się geniuszem ostatnich scen, scenarzysta zapomniał o wprowadzeniu jakiejś większej głębi i przesłania, dzięki czemu „Reset” uratowałby się od natychmiastowego zapomnienia. No, chyba że tym ponadczasowym morałem było „zapinaj pasy”…
+ Adrien Brody jest świetnym aktorem, sympatyczna psina towarzysząca rozbitkowi, genialny finał
- zzzzz…
Ocena: 3.5/10
Słów kilka: Przepis na słaby film. Weź nudne „Essential Killing”, połącz z jednostajnym „Pogrzebanym”, dodaj jeszcze trzy porcje monotonii, łyżkę zblazowania i szczyptę znużenia. Oto „Reset” w pełnej krasie. Smacznego?
=================
http://cinemacabra.blog.onet.pl/