Oj słabo, ale nie tragicznie. Slaby film jako jeden z serii Resident Evil i słaby film jako zombie movie. A ogladalem już kilkadziesiąt jak nie ze 100 różnych filmów o zombie i widziałem wiele lepszych produkcji od tego.
Ciężko zżyć lub utożsamić się z którymkolwiek z aktorów czy bohaterów tego filmu. Faktycznie z Leona zrobili c**tę. Reszta aktorów była tak do siebie podobna, że musiałem się zastanawiać która to postać z gry. Wesker podobny do Chrisa. Kobiety też nie wyglądały jak postaci z gier.
Zombie wyglądały jak clowny - prawie wszystkie miały białą twarz. Ktoś zwrócił na to uwagę?
Na plus nawet OK wygląd ostatniego bossa, choć byl on bardzo krótko i dał się szybko pokonać. Licker też krotko na ekranie i szybko pokonany. Niepotrzebny wątek z sierocińcami i jakąś dziewczyną z podwójną twarzą. Nie przypominam sobie czegoś takiego z gier.
Narzekaliście na filmy z Millą Jovovich? To teraz co powiecie? One były o klasę lepsze. I jeszcze zastanawia mnie dlaczego Paul W. S. Anderson był producentem wykonawczym tego filmu? Czyli dołożył cegiełkę do tego dramatu. Co mu od****o? Jego filmy są w pewien sposób kultowe i wracałem do nich po kilka razy. Czy wrócę do Resident Evil: Witajcie w Raccoon City? Oj chyba nie... Oceniam to na 3/10, bo dalo się to obejrzeć, tragedia to nie jest, ale miałem znacznie większe oczekiwania.

Film oglądałem na zagranicznym wydaniu DVD, gdzie na szczęście była wersja z polskim lektorem. Czytał lektor ze starej gwardii - Jan Wilkans, który czytał już pod koniec PRL-u. Ale tłumaczenie jest ugrzecznione. Większość wulgaryzmów nie została przeczytane lub słowa typu "f*ck" lektor czytał jako "wal się" albo "o cholera". Nie rozumiem tego - skoro film został wydany za granicą a nie w Polsce - to po co ta cenzura? Ktoś to rozumie?

Nawet nie chcę wiedzieć ani sprawdzać tego jaki jest serial Resident Evil z Netflixa...