Za wiki: w znalezionych zapiskach A Franklin, zdradza ona, że ojcem jest Edward Jordan - jej rówieśnik.

Oooo,dziękuję, obstawialam jej ojca.

I o ile ciekawsza byłaby to biografia, gdyby więcej czasu ekranowego poświęcono temu okresowi, aniżeli kolejny raz klepano temat wykorzystywania bliskiego/menedżera na gwieździe. Taki motyw jest główną osią fabularną w co drugim filmie muzycznym. I kiedy nie ma się pomysłu, jak opowiedzieć to w interesujący sposób (tak jak np „Elvis” potrafił), wychodzi z tego taki nużący, nijaki telewizyjny bryk.

Mam podobne zdanie, ale myślę, że to była kwestia tego, że ona nie chciała o tym mówić. Jakiś temat tabu. Poza tym dziwnie wyglądały jej relacje z własnymi dziećmi. W kolejnych minutach pojawiają się kolejne, nie wiadomo skąd, z kim i kiedy.. A ona pojawia się, wita, odwiedza i znika z ich życia.