Uważam, że "Revolver" to świetny film. Dałem ocenę 9/10 i postaram się to troszke uzasadnić.
Przedewszystkim wszyscy się kłócą czy cos tam w tym filmie było prawdziwe, czy nieprawdziwe...czy w połowie prawdziwe :] ...tylko że tak naprawde..
TO NIE MA ŻADNEGO ZNACZENIA
- TO NIE MA ZNACZENIA czy większość postaci była wyimaginowanych...
- TO NIE MA ZNACZENIA czy karteczki leżące na ziemi były prawdziwe czy były tylko wytworem wyobraźni
- TO NIE MA ZNACZENIA czy główny bohater w ogóle wyszedł z więzienia czy tylko historia rozgrywała się w jego głowie...
To co naprawde ma znaczenie to fakt ze jeszcze długo po obejrzeniu tego filmu MYŚLAŁEM nad nim. Właśnie to, że każdy może odebrać ten film inaczej, indywidualnie jest najlepsze. Dla jednego to pseudofilozoficzne dywagacje na temat różnej natury, dla innego tylko "zakręcony" film gangsterski...a dla jeszcze innego to może tylko jakaś komedia. Dobre jest to że prędko nie zapomne o tym filmie..
O jakiej produkcji powstałej w ostatnim czasie można to powiedzieć?? Prawde mówiąc "Revolver" był pierwszym filmem od baaardzo dawna, który skłonił mnie do myślenia. I tak naprawde nie jest wcale ważne że może źle go nawet zrozumiałem, albo to że reżyser chciał tak naprawde zrobić prosty, lekko schizowaty film a MY mu dorabiamy jakąś grubszą filozofie... Ważne że można się po nim zastanowić i każdy może go odebrać inaczej. Ja zdania nie zmienię : 9/10 Thx.
Tak, tylko zauważ, ze nie jest sztuką zrobic zagmatwany film, ktory będzie zmuszał widza do myslenia. Sztuką jest zrobic film o prostej fabule (bez zadnych naciaganych udziwnień, w dodatku sciągnietych perfidnie od innych twórcow), skłaniający do refleksji. Fakt, ze "od baardzo dawna" zaden inny film nie zmusił Cie do myslenia świadczy tylko o tym, ze trafiasz na złe filmy;) Pozdrawiam.
Ps.
Mam wrażenie, że czytales moja interpretacje filmu na innym forum - w swoich trzech punktach "nie ma znaczenia;)" odniosles sie do wyjasnienia, ktorego nie widzialem jeszcze w innym miejscu. Nie myle sie?;)
W dalszym ciągu twierdze że nie jest wcale łatwo zrobić film, który zmusza do myślenia.. A nawet jeśli to zgodzisz się chyba ze mną, że w dzisiejszych czasach takich filmów nie powstaje wiele i każdy z nich jest wart co najmniej obejrzenia.
Co do Twjego "P.s." :) To niestety musze Cię rozczarować. Nie. Nie czytałem żadnych komentarzy na innych forach odnośnie tego filmu. Myślę jednak że chodzi Ci o punkt trzeci mojej wyliczanki :), który chyba faktycznie się nigdzie tu nie pojawił. Otóż swego czasu kłóciłem się na temat tego filmu z jednym kumplem w szkole i on podsunął takie wytłumaczenie. Może on czytał inne fora?? :]
Ależ ja wcale nie twierdze, ze Revolver nie jest wart obejrzenia. Jest wart, przynajmniej ze wzgledu na genialny miejscami montaz. Dla samej postaci Sortera i strzelaniny w domu mozna go obejrzec. Jednak nie jest to film wybitny. Ba, nie jest nawet bardzo dobry (osobiście daje mu 6.5/10, ale jestem bardzo wymagajacy;]). Tak jak pisalem - nie jest problemem zrobic film trudny w odbiorze i kazac sie nim zachwycać. Takie pseudo-filozoficzne "dzielo" mozna zrobic praktycznie z kazdego filmu - wystarczy pozamieniac chronologie scen, dodac kilka ciekawych cytatow + wprowadzic jakies dylematy moralne bohaterow. Uwierz mi, ze to zaden problem. Jednak co z takiego zabiegu wyjdzie, to juz inna kwestia. Nie powstaje wiele takich filmow, poniewaz wymagaja one reki genialnego rezysera (a takich nie zyje wielu), aby nie byly marne. W przeciwnym razie wychodzi zwykly belkot. Ritchie niestety nie sprostal zadaniu. Miał ambicje, jednak stworzenie dzieła na miare np. Finchera przerasta go. Powinien wrocic do krecenia komedii, bo to potrafi najlepiej.
A propos mojej interpretacji fabuły, pozwole sobie wkleic moj tekst z innego forum:
W najwiekszym skrocie, Revolver jest opowieścia o trawiącej świat chciwości oraz checi uwolnienia się od niej. Uosobieniem chciwości jest Mr. Gold, natomiast chec zmiany uosabia Mr. Green, ktory ostatecznie odnosi zwyciestwo. To by bylo na tyle, jesli chodzi o sens. W kwestii stricte fabuly, to ja to widze tak...
Mr. G (Green/Gold) dorobil sie pokaźnej sumki w kasynach oraz na roznego typu interesikach, jednak jego chciwosc doprowadzila go do wiezienia, o smierci zony jego brata juz nie wspominajac... G postanowil wiec wziac sie w garsc, swiadom tego, ze jesli sie nie zmieni, to po wyjsciu z pudla moze przyplacic za swoja chciwosc zyciem. Podczas pobytu w izolatce opracowal "uniwersalna formule wygrywania", dzieki ktorej mial przezwyciezyc swoja chciwosc i wygrac z samym sobą. Oczywiscie dwoch ziomali z sasiednich celi w rzeczywistosci nie istnialo, byli jedynie wytworami wyobraźni G. To samo tyczy sie pary lichwiarzy (bo to ci sami goscie). Panowie A. i Z. nie istnieja, w zwiazku z czym wszystko co z nimi zwiazane, rowniez nie istnieje. Kartki "wybierz winde" i "podnies to" nie istnialy. Sorter wyraźnie powiedzial, ze nie zastrzelil Greena, bo "miał złe przeczucie", a nie dlatego, ze ten nagle nachylil sie bez powodu. A przeciez z punktu widzenia Sortera znacznie lepiej byloby powiedziec prawde - nie mial powodu klamac. Inny przyklad: scena potracenia Greena przez samochod. Green zginałby, gdyby nie telefon od lichwiarzy - symbolizuje to postanowienie Greena, iz musi sie zmienic, aby ocalic zycie. (Nastepuje cofniecie czasu, Green nie wpada pod samochod i nie ginie - mozna to odniesc do calego jego zycia. Scena ma niewątpliwie wymowe symboliczną.) Wyimaginowani lichwiarze mieli pomoc Greenowi w przezwyciezeniu chciwosci i wskazac mu dobra droge, gdyz sam nie dalby rady. G. przez caly czas "po wyjsciu z wiezienia" (o tym, dlaczego w cudzyslowie, napisze poźniej) prowadzi podwojne zycie. Jako Pan Gold i Pan Green. Pan Gold dziala wtedy, kiedy Green nie jest z lichwiarzami. W filmie widac to bardzo wyraźnie. Green daje lichwiarzom kase, nastepnie jako Gold zdobywa kase, poczym znowu oddaje ją jako Green. Zwroćcie uwage: jak tylko Green zegna sie z lichwiarzami mamy scene rozmowy Machy z przedstawicielka Golda - podobnych przejsc jest w sumie 3. Mamy walke Greena z Goldem. Bezposrednia konfrontacja tych dwoch osobowosci ma miejsce w windzie. Dlatego Green nie lubi jeździc windą - boi sie stanac twarza w twarz ze swoim alter ego. (Nalezy w tym miejscu wspomniec scene, w ktorej lichwiarze zmuszają Greena do pojechania winda.) Wroćmy teraz do fikcyjnosci lichwiarzy. Jesli nie sa oni prawdziwi, to albo w filmie jest MASA bledow (w co watpie), albo wiecej rzeczy jest nieprawdziwe. Otóż moim zdaniem, WSZYSTKO, co dzieje sie niby po wyjsciu G z wiezienia, w rzeczywistosci dzieje sie w jego glowie. G wymysla sobie ta historie w ramach czegos w rodzaju psychoterapii. Wskazuje na to wiele rzeczy. Przede wszystkim sam poczatek filmu, w ktorym to prowadza Greena do celi. Padaja wtedy te wszystkie "mysli przewodnie" filmu, m.in.: "najwiekszy wrog ukryje sie tam, gdzie najmniej sie go spodziewasz" oraz "wojny sie nie uniknie, mozna ja tylko przelozyc, az przeciwnik bedzie silniejszy". Zwlaszcza ten ostatni cytat jest wazny. Green postanawia zwalczyc swoja chciwosc jak najszybciej - nie chce czekac, az wyjdzie. Zaczyna walke od razu. Ludzie Greena nosza identyczne garniaki, wszyscy jezdza takimi samymi samochodami - to tez wskazuje na nierealnosc swiata. Poza tym, w pewnym momencie pada wrecz zdanie: "nigdy nie wyszedles z wiezienia". Cały swiat (przedstawiony po wyjsciu G. z celi) istnieje w glowie Greena. Swiat ten jest rzadzony przez Golda, a zatem przez chciwosc. Green postanawia podjac walke z chciwoscia swiata. Jesli wyjdzie z niej zwyciesko, zwalczy chciwosc w sobie. Walka w filmie sklada sie z 3 "etapow". Pierwsze zwyciestwo Green odnosi, kiedy oddaje pieniadze lichwiarzom. Zaczyna z nimi wspolpracowac (a raczej: pracowac dla nich) i kradnie sejf z prochami od Golda. Wtedy wlasnie po raz pierwszy przeciwstawia sie Goldowi. W windzie w domu Machy przejmuje kontrole nad Goldem, ale to jeszcze nie koniec walki. Uosobieniem chciwosci jest jeszcze Macha (byl jeszcze Lord John, ale zostal wyeliminowany przez Sortera, ktory tez wybiera dobra droge i pomaga bratu Greena - swoista więź pomiedzy Greenem i Sorterem moze wyjasniac przeczucie Sortera podczas strzelaniny). Green zadaje mu cios, przekazujac w jego imieniu darowizne na dom dziecka. Jednak ostateczne zwyciestwo odnosi, kiedy Macha strzela sobie w łeb - ginie tym samym ostatnie siedlisko Golda w glowie Greena. Zostaje uleczony. Jednym slowem: PRZEKOMBINOWANE.
Reasumujac. Zacytowanie w filmie kilku znanych ludzi, teledyskowy montaz i muzyka Bacha nie czynia filmu wybitnym. Szkoda, bo Revolver mial potencjal, ktory niestety Guy zmarnowal. Negatywne przyjecie przez krytykow moze da Ritchiemu do myslenia i nastepnym razem nakreci cos, co umie, czyli dobra, gangsterska komedie.
[koniec cytatu]
Oczywiście ktoś moze powiedziec, ze posunałem sie w swojej interpretacji za daleko (nie wykluczam takiej opcji). Ale jeśli założyć, ze Green naprawde wyszedł z wiezienia, to film kompletnie nie trzyma się kupy, przy zalozeniu, ze lichwiarze sa wytworami jego wyobraźni (a to jest powiedziane pod koniec filmu wprost, poza tym wiele rzeczy wskazuje na ich nierealnosc). Istnieje jeszcze trzecia droga interpretacji: lichwiarze sa prawdziwi, ergo wszystko jest prawdziwe. Jednak w takim przypadku w filmie byłaby olbrzymia wrecz ilosc nieścisłosci, a to niepodobne do Ritchiego. Nie wydaje mi sie, zeby taki perfekconista jak on popelnil cos takiego, zwłaszcza, ze od strony technicznej film jest bez zarzutu.
Przytocze jeszcze recenzje Anny Szymli, z ktorą zgadzam sie niemal w 100%:
"A tak się wspaniale zapowiadało. Ani śladu Madonny, gangsterski półświatek, szemrane interesy, porachunki, przekręty i władczy faceci z dużymi spluwami. Krótko mówiąc to, co dziewczynki lubią najbardziej. Niestety Guy Ritchie ponownie się nie popisał.
Zwiastuny filmu "Revolver" niosły ze sobą nadzieję, że "Rejs w nieznane" - poprzedni obraz Anglika - był jedynie nieudanym artystycznym eksperymentem, po którym twórca postanowił powrócić do swojej specjalności - czarnych komedii kryminalnych. Od razu uprzedzę, tak nie jest.
Co gorsza, pan Ritchie bezczelnie zwodzi widza przez pierwszych kilkadziesiąt minut najnowszej produkcji. Nie porywa, a już na pewno nie bawi tak, jak na "Porachunkach" czy "Przekręcie", zapewnia jednak świetną muzykę, fantastyczne, teledyskowe montaże i znakomitych aktorów (genialny Andre Bejamin). Lekki niepokój wzbudzają co prawda filozoficzne rozmyślania głównego bohatera (ponownie wspaniały Jason Statham), ale z drugiej strony intryga się zawiązuje, wątki mnożą, kule świszczą i krew się leje niemal strumieniami, co generalnie uspokaja.
Wtem, nagle, ni stąd ni zowąd, nie wiadomo po co, na co i do cholery dlaczego pojawia się... animowana sekwencja. Absolutnie nie pasująca do całości i rujnująca zalążki filmowej dramaturgii. A później jest tylko gorzej. Coraz nudniej i mniej atrakcyjnie, za to coraz bardziej dziwnie. W zamyśle reżysera prawdopodobnie miało być tajemniczo, mrocznie i z psychologiczną głębią, tymczasem wyszło raczej żałośnie.
Ritchie za wszelką cenę starał się z czegoś, co mogło być wyborną produkcją rozrywkową stworzyć artystyczny majstersztyk współczesnej kinematografii. Szkoda tylko, że odrobinę zabrakło mu własnych pomysłów, więc bezwstydnie korzystał z patentów innych twórców m.in. Quentina Tarantino i Davida Finchera. Chyba, za bardzo zależało mu na zrealizowaniu ambitnego projektu, przez co dość mocno przesadził i przekombinował."
Nic dodac, nic ując;)
Pozdrawiam.
moim zdaniem reżyser sam nie wiedział, czy przedstawiony w filmie świat ma być wytworem wyobrazni, czy rzeczywistością, w filmie mamy pomieszanie dwóch światów, jeśli potraktujem całą akcję jako wymysł greena to całkowicie niepotrzebna jest postać Machy dokładne przdstawienie jego ludzi, gang chińczyków - pewnie dla zarysowania "gangsterskiej historii o krwawych porachunkach", co było kompletnie niepotrzebne (chociaż strzelaninę w domu brata z udziałem Sortera, uważam, za najjaśniejszy punkt filmu.)
Gdyby cała ta opowieśc działa się tylko między 4 osobami - Greenem, Goldem i 2 lichwiarzami film byłby bardzo dobry, chociaż ostatnimi czasy hollywood coś polubiło temat schizofrenii
filmu jeszcze nie oglądałem...zaraz mam zacząć..ale odnośnie Twojego stwierdzenia "sciągnietych perfidnie od innych twórcow" pamiętaj co powiedział Woody Alen : "...Jeśli musisz kraść, kradnij od najlpeszych..." za chwilę zamierzam się sam przekonac o co ta cała sprawa idzie...
To że film zmusza widza do myślenia nie musi od razu oznaczać że jest na 9/10 lub 10/10. Wtedy filmy które naprawdę mi się podobają musiałbym oceniać w stylu 19/10. Rewolwer może i skłania do przemyśleń, ale osobiście nie miałem na to szczególnej ochoty, zwłaszcza po zakończeniu seansu. Film nie przypadł mi do gustu. Jak dla mnie, zarówno scenariusz jak i reżyseria są przesadnie udziwnione.
Moim zdaniem Guy zauważył, że ludzie lubią zapętloną fabułę, która pozwoliła jego poprzednim filmom odnieść sukces i chciał zrobić tym razem to samo, tylko w innej formie. Moim zdaniem przedobrzył - film ma swoje momenty (wspomniany Sorter, nieprawdziwa opowieść o tym, jak Green załatwił jednego z bandziorów), ale całość jest moim zdaniem przesadnie zakręcona. Film przekroczył punkt, powyżej którego nie warto już bawić się analizowaniem wątków i motywacji, klocków jest zbyt wiele, żeby chciało się je układać... moja ocena waha się między 6/10 a 7/10. Niemniej warto obejrzeć, żeby wyrobić sobie własne zdanie...
Jestem świeżo po oglądnięciu. Film.... Rzeczywiście przekombinowany. Nawet nie ma co go porównywać z "Przekrętem" bo to całkiem dwa inne światy jak dla mnie.
Ale warto oglądnąć choćby ze względu zdjęc. Może i teledyskowo kręcony ale wg mnie to akurat pasowało a wstawka animacyjna był jak dla mnie przemiłym zaskoczeniem.
Niestety miłych akcentów było za mało i powiem, że jestem raczej zniesmaczona naddaną (powiedzmy "filozoficzną") warstwą filmu.
Ja widze ten film za kilka lat w gronie kultowych, Guy Ritchie doskonale wiedzial co robi tak gmatwajac fabule i mimo twej interpretacji zostalo jeszcze cale mnosto mniejszych i wiekszych niedopowiedzen, sam ten film ogladalem kilka razy, raz usiadlem i pare razy puszczalem sobie ta samą scene za kazdym razem widzac inne ich znaczenie, nie twierdze ze jest to film zrobiony od poczatku do konca zakladajac jeden punkt widzenia, rezyser chcial by kazdy inaczej go zrozumial lub niezrozumial a naprawde nie ma jednoznzacznego ukazania o co w tym wszystkim chodzi. Jest to film dla ludzi znudzonych wszelkimi gatunkami filmowymi .
Generalnie uwazam ze rezyser nie chcial krecic filmu pseudofilozoficznego tylko wysmazyc filmik calkowicie nowy i swiezy. I za jego genialna wizje w ładnym miejscami teledyskowym opakowaniu nie zawacham sie dac 10 poniewaz jak na razie jest to najlepszy eksperyment filmowy jaki ogladalem, czekam az ktos wskaze lepsze pozycje bo z checia bym je obejrzal