Po pierwsze niezliczone ilości peanów nad ponownym (od dawna oczekiwanym) mariażem
doskonałej (prawdziwej) literatury i filmu. Po drugie wpadające w kwik zachwyty nad grą aktorów. Po
trzecie bałwochwalczy wręcz podziw nad konstrukcją filmu, tak przewrotnie, zarazem subtelnie,
łączącą w jedną (doskonałą) całość mnogość gatunków. Byłem, obejrzałem......nie zauważyłem. Po
pierwsze - czyż na tle makabrycznej wręcz mizerii rodzimych scenariuszy - ta, w gruncie rzeczy
błaha, opowieść musi urastać do rangi arcydzieła? Mariaż prawdziwej literatury i filmu? Sorry, ale ja
wolałem choćby Iwaszkiewiczowsko/Wajdowskie "Panny z Wilka", Choromańsko/Majewską
"Zazdrość i Medycynę", czy Worcellowo/Majewskie "Zaklęte rewiry". Tam było AKTORSTWO,
SCENARIUSZ, KLIMAT. Tak -klimat, którego w Rewersie nijak nie poczułem. Nie lubię grepsów,
które są zbyt dosłowne. Szalenie cenię Panią Annę Polony, ale jej żart o księgowym, który "pewnie
liczyć potrafi" zmroził mnie do imentu. Grubo ciosany chwyt "pod publiczkę". Gdy księgowy rzucał
się pod nogi Jandy - ryknąłem śmiechem wraz z całą salą. Ale tylko na moment. Właśnie -
księgowy. Jego postać w osobie Adama Woronowicza - przerysowana, lecz doskonała. Podobnie
Bronisław Wrocławski - niezwykle wiarygodny w kreowanej przez siebie roli. A jego pierwsza kwestia
(tu brawa dla scenarzysty) prawdziwy majstersztyk. Od Pań Polony, Jandy i Buzek nie można
oczekiwać li tylko przyzwoitości. Noblesse oblige, tu niestety, nie na miarę oczekiwań. Bogart
Dorociński miał mocne wejście (skasowanie żulii), potem było gorzej. I tu OHYDNY, GRUBO
CIOSANY greps. Najazd kamery na kilka srebrnych (złotych zębów). Dosłowność cenię w lunaparku
i Zoo. W kinie wolę niedomówienia. W Rewersie, poza tajemną wiedzą ubeka Dorocińskiego o
dziwnych losach "wolnościowej" dolarówki, żadnych niedomówień nie było. A orientacja seksualna
młodego ( w sensie pokoleniowym, nie wiekowym) Dorocińskiego była do przewidzenia, tylko PO
CO?
Zasadniczo - zgoda. Recenzje są zbyt dobre. Zastanawiająco dobre.
Film nie jest zły - ale to zbyt mało na tyle peanów.
Najmniej podobał mi się scenariusz (błędy, uproszczenia, słabe punkty w dialogach) i gra aktorów (polska szkoła, przerysowania zbyt dosłowne), najbardziej - zdjęcia (czerń i biel się sprawdziła), kostiumy i scenografia.
Dla mnie film broni się dzięki przedstawionej pięknie ciepłej relacji trzech kobiet - babki, matki i córki. Pozostałe wątki nie noszą już w sobie takiej emocjonalnej prawdy.
Mąż młodego Dorocińskiego - zgadzam się, kwiatek do kożucha.
Lepsze od 'Rewersu' wydaje mi się 'Zero' - mniej odstaje od kina światowego, a w scenariuszu trudno wypatrzeć błędy.
Film nie jest zły, ale jest nie do końca dopracowany. Jest w nim zbyt wiele zapożyczeń, zapożyczeń kończących na ślepym torze. Zdjęcia są faktycznie najlepsze. Ale klimatu za grosz. Ani stalinowskie przygnębienie i zniewolenie, ani radosny patos tamtych czasów. Natomiast cała dyskusja nad ukazaną ponoć w "Rewersie" drugą stroną tamtych czasów, jak i zdziwienie KRYTYKÓW zapalaniem świeczki w miejscu pochówku ocalałych szczątków zamordowanego własnoręcznie ubeka lekko niepokoi. Tych krytyków cholernie dużo dziwi i jeszcze więcej zachwyca. A może po prostu "Rewers" wielkim filmem jest?
Również uważam, że film rozczarowuje. Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Swoją drogą, uważam, że klasyfikacja tego obrazu jako czarna komedia jest na wyrost. Bliżej mu do komediodramatu.
Również zgadzam się z przedmówcami. Szczególną uwagę chciałbym zwrócić na dwie kwestie które moim zdaniem powodują rozczarowanie filmem. Po pierwsze i chyba najważniejsze faktycznie nazwanie filmu czarną komedią jest lekką nadinterpretacją (choć i ten zabieg można w przypadku tego filmu obronić). Dla mnie również bardziej pasująca byłaby kategoria dramat obyczajowy na przykład (komedia obyczajowa zbyt źle się w tym kraju kojarzy). Chwaląc producentów filmu za odwagę rzucenia się na rzadko spotykaną konwencje i w sumie dość niebanalny pomysł nie ukrywam, iż w kinie spodziewałem się zobaczyć coś zupełnie innego i przede wszystkim ciekawszego. Po czarnej komedii toczącej się w czasach stalinizmu obiecywałem sobie jakiś pokładów udanego dowcipu (sarkazmu, ironii, może niebanalnych elementów obrazoburczych), może klimatu grozy. Niestety ani jednego ani drugiego nie dane mi było doświadczyć. Film jest po prostu dość zgrabnie opowiedzianą, niebanalną historią i tyle. Do śmiechu było w nim niewiele, grozy prawie wcale i zgadzam się z przedmówcami, że klimatu w ogóle. W sumie wyszło przyzwoicie, niemniej jak ktoś słusznie w jednym z tematów założonym na tej stronie zauważył w latach siedemdziesiątych filmów na tym poziomie kręciło się rocznie na kopy. Teraz chyba jednak z powodu poziomu jaki prezentuje polska kinematografia krytyka się nimi zachwyca (stawiam teze, że bardziej z poczucia obowiązku niż rzeczywistego zachwytu). I to jest niestety ta druga kwestia która moim zdaniem powoduje, że ludzie często wychodzą z kina rozczarowani lub, jak w moim przypadku, dość obojętni względem dzieła. Po prostu bębenek był w tym przypadku podbijany zbyt intensywnie, a szkoda, bo w sumie nie uważam aby wyszło to na dobre filmowi. Tyle mojego zdania w tej kwestii. Pozdrawiam
Wydaje mi się, że gdyby nie zachwyt nad tym filmem, nie byłoby aż takiego rozczarowania (przynajmniej w moim przypadku). Po prostu po przeczytanych recenzjach spodziewałam się czegoś o niebo lepszego i spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Nie żebym film uważała za jakiś wyjątkowo zły, tylko "łatka genialności" zniszczyła mi przyjemnośc oglądania. Ta presja dopatrzenia się w nim nominacji na kandytata do Oskara, była zbyt duża.
Trudno mi poza tym ocenic grę aktorską. Dorociński - od początku grał typa spod ciemnej gwiazdy i nie sposób było się nie domyślic, że to jakiś kapo; a chyba nie o to powinno chodzic. Buzek - niepotrafię zupełnie ocenic; niby dobrze, ale jakoś tak z lekka nienaturalnie. Janda - jak zawsze świetna, ale też czegoś brakowało.
Ogólnie film dosyc nudnawy. Rozkręca się od sceny, kiedy Bronisław przychodzi do Sabiny (a później ginie). Motyw zobaczenia go przez babcię sprawia, że widz sie ożywia, jest nadzieja, że babcia podejmie jakiekolwiek działania, ale niestety do momentu rozmowy o kościach, wogóle się nie pojawia na ekranie. I znowu robi sie nudno.
Nie wiem kto wymyślił, że film ten ma byc kandydatem na nominację do Oskara. Jeśli to ma byc najlepsze, co mamy, to znaczy, że jest źle. A szkoda, bo pomysł był fajny. I ogólnie klimat, te wnętrza, czarno-białosc, całkiem dopracowane elementy, ale zdecydowanie czegoś zabrakło. No i największym żartem tego filmu jest nazwanie go czarną komedią. Nie wiem jak Wy, ale ja się tylko raz zaśmiałam, kiedy Janda powiedziała do Buzek, że ma truciznę i lepiej, żeby ta się utruła; zupełnie nie wiem dlaczego wtedy się zaśmiałam, teraz myślę, że to nie było zabawne.
Ogólnie to film polecam, ale lepiej nie nastawiajcie się na arcydzieło, bo rozczarowanie będzie duże.
Hmm. Zawód po optymistycznych recenzjach? Dlatego najlepiej nie czytać/słuchać żadnych recenzji/opinii przed obejrzeniem filmu, żeby podejść do niego 'na świeżo' i samemu ocenić. Dla mnie film dobry 7/10, może 8/10. Parę błędów logicznych się znajdzie, ale najważniejsze jest to, że to jeden z niewielu nowych, polskich filmów, które się po prostu ogląda. Bez zażenowania. W Nowym Roku życzyłbym sobie większej ilości filmów na porównywalnym, a najlepiej jeszcze wyższym, poziomie. Pozdrawiam.