Nie do końca rozumiem wszechobecny zachwyt dla filmu Rewers.
Nie, żeby był to film zły czy nieciekawy. Pewna precyzja i pomysłowość w ukazywaniu szczegółów tworzyły ciekway klimat i często wywoływały uśmiech. Film oglądało się dość dobrze.
ALE
u mnie ten film nie wywołał żadnych refleksji. Być może dlatego, że niczym mnie nie zaskoczył.
Wątek 3 pokoleń kobiet żyjących pod jednym dachem był ukazany wręcz idealnie. Ale jest powszechnie znany.
Presja na młodą kobietę, aby wreszcie znalazła sobie mężą - przewija się nawet w raczej mało inteligentnych komediach romantycznych.
Nagła przemiana nieśmiałej kobiety, gdy musi stanąć w obronie swojej i wyznawanych wartości - po pierwsze oczywistość, po drugie temat też wielokrotnie przerabiany i to pod różnym kątem.
wreszcie morderstwo i determinacja w jego ukrywaniu - nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ten temat jest znany widzom na całym świecie dzięki Almodovarowi.
Poza tym mam nieodparte wrażenie, że film jest jedynie opowiedzeniem pewnej historii, ale nie ma w sobie jakiejś głębi, odrobiny uniwersalizmu, jakiegokolwiek przesłania.
Tak więc film jest sympatyczny, dobrze się go ogląda, ale od kandydata do Oscara, zbierającego tak dobre recenzje oczekiwałabym znacznie więcej.
Słusznie prawisz, zacna kobieto. Mam podobne odczucia, ale jako się rzekło: na bezrybiu i rewers to dobra moneta. I za taką weźmy ten film, mimo braku odkrywczości. Almodovar'owe skojarzenia także miałem podczas seansu, ale ogólnie całość nie była jakoś szczególnie "rżnięta".
Moim zdaniem o oryginalności "Rewersu" i o tym, że jest to film po prostu dobry nie przesądza treść, faktycznie - niezbyt analityczna, ale forma i ujęcie tematu. Zdjęcia części "stalinowskiej" są po prostu świetne - te wszystkie smaczki, niuanse, stylizacje ("Casablanca" np. czy komiksowe kadry) robią znakomity klimat. Ogląda się to bardzo przyjemnie, musisz przyznać. Rzecz kolejna to forma: mamy do czynienia z niegłupią komedią (nie wiem, czy czarną, ale szaro-burą na pewno), co w polskim kinie nt. czasów stalinowskich nie jest zbyt powszechne (vide: "Matka Królów", "Wielki bieg", "Dreszcze" - żeby przytoczyć tylko te trzy). Może zachwyty budzi fakt, że gatunkowo jest to kino popularne, czyli dostępne dla większe liczby widzów, a jednak poruszające ważkie tematy? Może to taki "trynd" w polskim kinie? Po "Małej Moskwie" nagrody i zachwyty po raz drugi kasuje film nieco lepiej dostosowany do gustów dzisiejszej publiczności? Kieślowski nie żyje, kino moralnego niepokoju przeszło do historii (nawet "Komornik" przymilał się do publiczności), zatem może czas na dania lżejsze, ale niekoniecznie nijakie?
A mamy tu jeszcze do czynienia ze świetnym aktorstwem (właściwie wszystkie kreacje) i niezłą muzyką. Nie jest to mało, mym zdaniem. I jeszcze słówko - przywoływanie Oscara jako kryterium oceny polskich filmów jest moim zdaniem nieporozumieniem. Zdecydowanie bardziej wolę kino dobre niż oscarowe, niezależnie od kraju produkcji.
Bardzo dobra recenzja znakomicie odzwierciedlająca i moje wrażenie.
Film, który w czasie pierwszej połowy ogląda się bardzo dobrze nagle wraz
ze śmiercią UB-eka Toporka traci impet a potem zatraca się w
nieprzekonywających wątkach. Najwyraźniej scenarzyście zabrakło pomysłu na
rozwinięcie akcji. Szkoda.
A widziałaś "Bękarty Wojny" Tarantino? W filmie rzadko chodzi o uniwersalizm czy choćby prawdę historyczną. To jest obraz, właśnie opowiedziana historia.. Tak jakbyś zobaczyła "Sniadanie na trawie" i powiedziała, że temu obrazowi brak uniwersalizmu i głębi.
Moim zdaniem w Rewersie wszystkie założenia sztuki filmowej zostały spełnione znakomicie. Świetny scenariusz, gra aktorska, montaż, zdjęcia, a nawet muzyka. Stworzono pewną całość, o którą tak trudno ostatnio w polskim kinie.
Jeśli poszukujesz czegoś super ambitnego intelektualnie, to polecam teatr albo książki.
Masz rację - film jest bardzo dobrze zrobiony, aktorzy spełnili wszystkie oczekiwania, podobały mi się ciekawie wplecione moatywy "historyczne", a przy piosence Niny Simone pod sam koniec filmu pojawił się na mojej twarzy szeroki uśmiech.
Chodziło mi bardziej o to, że po wyjściu z kina po tym filmie nic mi nie zostało (poza Waszymi komentarzami, które mnie cieszą). Historia w nim przedstawiona kompletnie mnie nie porwała! więc jeśli film nie ma przesłania, o którym pisałam, oczekiwałabym chociaż niepowtarzalnej historii (przedstawionej chociażby w przytoczonych przez Ciebie filmach). I tu spotkało mnie srogie rozczarowanie. To właśnie próbowałam napisać.
A teraz, idąc za Twoją radą, wracam do książek :) choć nie zgodzę się z tym, że kino nie może być ambitne czy przekazywać treści uniwersalnych w ciekawy sposób. I to polski film! Choćby ostatnio nakręcone "Zero". Wiem - też nie wszystkie wątki są zaskakujące, a jednak kilka historii zmusiło mnie do rozejrzenia się wokół siebie.
Ja z kolei miałam na myśli, że kino może być ambitne, ale to rzadko jest jego ambicją ;)
Każdy ma zapewne inne podejście do kina, idzie z innymi oczekiwaniami. Ja nie mam nic przeciwko, jeśli seans pozwoli mi przeżyć kilka magicznych chwil i nie zostawi piętna na moim życiu. Choć nie ukrywam, że wolę, jeśli zostawia. Po głębszym zastanowieniu muszę przyznać, ze historia nie była specjalnie skomplikowana, ale za to pozwalała się cieszyć genialną grą aktorską i "smacznymi" detalami zarówno przedmiotów jak i ducha epoki. Widziałam ten film już dwa razy i za drugim docenia się to nawet bardziej.
Zera jeszcze nie widziałam, ale teraz na pewno obejrzę, dzieki :)