Bez faceta z doprawionymi rogami, bez całej tej magiczno-diabelskiej otoczki (np. baron de Belleme), jedyna czarownica w tym filmie to raczej element humorystyczny niż straszny, ale prędzej ją można zaakceptować niż tę wariatkę z prosiakiem (RoS, odcinek Rutterkin), a Will Scarlett nie ma zapijaczonej gęby Raya Winstone'a. Kevin Costner jest lepszym aktorem niż Michael Praed i Jason Connery razem wzięci, a ojciec tego drugiego, Sean, choć pojawił się tylko na chwilę, od razu było widać że ten król Ryszard jest królem, a nie nadętym dupkiem jak John Rhys-Davis w RoS. Jedyny słabszy element to Gisborne, jednak Robert Aide był niezastąpiony i nawet Michael Wincott mu nie dorównuje.
no i Alan Rickman-niby zwykły człowiek, a tu zło wcielone- jedna z jego najlepszych ról- "Bo łyżka jest tępa-będzie Go bardziej bolało"- do dziś nie mogę zapomnieć tego tekstu