Nie mam aż tak wielkiego żalu do twórców, bo to ekipa z drugiej części poważnie zniszczyła legendę RoboCopa. Trzecia odsłona to po prostu randomowy, zły film saj faj z lat 90, których w tym czasie i wcześniej było od groma.
Nie czułem już tej irytacji, że taki potencjał został zaprzepaszczony. Waliłem facepalmy i z uśmieszkiem oglądałem rozwój wypadków, a nie, jak w przypadku dwójki, darłem poduszkę pod głową i głośno płakałem.
Twórcy od początku zapędzają się w ślepą uliczkę debilnych pomysłów, z której nie potrafią uciec. RoboCop 2 miał przynajmniej pozory tego, że coś może wyjść. Pojawienie się narkotyków w filmie czy pojawienie się rodziny Alexa. To mogło się udać, ale zostało bezsensownie poprowadzone, dlatego tak bardzo bolało. W 3 z góry postawiono na zrobienie z RoboCopa Robin Hooda i Terminatora w jednym, dokładając do wszystkiego cienką ideę solidarności ludzi, fatalne dialogi, sceny z akcji porywające niczym trąba powietrzna w próżni i kosmiczne motywacje postaci oraz ich rozwój.
Nawet nie chce mi się wymieniać tych wszystkich kretynizmów, teleportacji, przeinaczeń, niedomówień i całego tego scenariopisarskiego i technicznego szajsu.
Powiem tak: to fatalny film, którego jedynym plusem jest to, że przez wtopę 2 nie jest aż taką kupą i traktuję go jako jeden z wielu randomowych produktów saj faj, No i niektóre sceny naprawdę śmieszą i trzymają poziom groteski z części I np. samobójstwo na wieść o możliwości upadłości firmy. Dobrze wykonane technicznie (żona w interkomie, w tle facet na krawędzi parapetu) i zaskakująco celne pod względem czarnego humoru. Aaa, no i 50/50 osób w Detroit nareszcie wygląda jak łachudry. Chociaż druga połowa to nadal odpicowane menele i wypucowane na glanc prostytutki.
2/10
Podsumowanie serii RoboCop
Pierwsza część w reżyserii Verhoevena to wizjonerskie saj faj, którego brutalizm i organiczność i witalność świata przedstawionego do dzisiaj robi wrażenie. Kolejne części nie pozostawiają złudzeń, że czasem oryginał to niedościgniony ideał. Druga część to komiksowo-kreskówkowa odpowiedź w stylu Batman Forever, która za nic ma oryginał, a przy tym jest chaotyczną i nieświadomą katastrofą. Twórcy chcieli i myśleli, że robią dobrze, a kastrowali powoli blaszanego glinę. Po śmierci klinicznej przyjąłem ze spokojem bezczeszczenie zwłok z trzeciej części serii. Po prostu byłem przygotowany na dziadostwo i dziadostwo dostałem. Tym razem nie było zaskoczenia i jakoś nerwy mi nie puściły. Obejrzałem zły saj faj i tyle. Nie łączę go nawet z serią, bo twarz RoboCop zamienił z Zordonem, Lewis zginęła, a jakiś wychudzony Bilgun machał mi przed nosem kataną.
RoboCop to tylko i wyłącznie jeden film, reszta to robienie sobie jaj z marki.