Fabuła, powstawanie Robocopa, budzące się wspomnienia o egzystencji, wendeta. Tylko parę rzeczy mi tu nie pasuje, np. śmierć głównego bohatera. Z jakiej racji mocno ostrzeliwany facet któremu urwano rękę dał jeszcze radę wydobyć z siebie jakiekolwiek krzyki i paść na kolana? Równie dobrze mógłby przeżyć strzał w głowę, który tak naprawdę zakończył jego cierpienia. I niby dlaczego lekarze próbowali go ratować, pomimo że obrażenia wskazywały jednoznacznie na zgon? Film ma parę dziwactw, ale pomimo tego bardzo fajnie się go ogląda.
Urwana reka przeciez nie odbiera glosu, wiec mogl krzyczec. NAwet po dlugiej serii z tych strzelb, mogl krzyczec, bo mial kamizelke kuloodporna, wiec rany nie byly bardzo glebokie. W szpitalu probowano przywrocic puls - standardowa procedura. Ja przynajmniej tak to odbieram. Oczywiscie, ze w filmie sa rozne nielogiczne sploty wydarzen, ale kazdy film je ma w wiekszym lub mniejszym stopniu.