tryptyk trzech bryków,
pierwszy z cyklu - if you love me, you will do it - bohater nie potrafi samotnie zdecydować nawet o tym, czego się napije.
(could you recommend me a wine?)
drugi z cyklu - czyń cudzą wolę, niechaj będzie całym prawem - w konwencji inwazji porywaczy - is uncle charlie still uncle charlie? - żadna strona nie spełnia oczekiwań drugiej strony, ale trwają, bo się przyzwyczaili.
(it's better to eat something that's always available when you're hungry than to depend on something that runs out early every morning)
albo też inaczej - kto nie kreuje swojego świata, staje się częścią cudzych wyobrażeń - w końcu dochodzi do tragedii.
(i want you to chop one of your fingers off, cook it with cauliflower and bring it to me to eat. that's what i want. can you do that for me?)
trzeci z cyklu - rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić - hierarchiczny, zakonny, sekciarski - wąż mnie zwiódł i zjadłam - zaburzający poczucie rzeczywistości poprzez wszczepianie poczucia winy.
(come and lick me, i'm not contaminated anymore)
albo też inaczej, na cosby'ego - żeby ktoś był ci całkowicie posłuszny trzeba go zdragować - była hipisiarka od quentina zdragowana przez emmę, emma zdragowana przez byłego męża.
(und so weiter)
razem czyni jeden trybryk pana ekscentryka pod wszystko mówiącym, acz roboczym tytułem:
Zaraz Się Dowiesz, Jak Bardzo Cię Kocham.
(podtytuł: z życia marionetek w parze bądź trójkącie opętanych żądzą dominacji i poczuciem kontroli)
o ile po Biednych Istotach nurtowały mnie zagwozdki o treści - jakimi zabawkami bawił się lantimos w dzieciństwie? - obecnie nurtują mnie inne, o treści: dlaczego obcinał im nóżki, potem rączki?
(specyficzna relacja twórcy i tworzywa to jego obsesja, od pierwszego Kła - dzieci lepione podług rodzicielskiego widzimisia - po Biedne Istoty - gabinet osobliwości doktora godwina)
nigdzie nie widzę odpowiedzi, więc sam sobie odpowiem - bo to doskonały odpowiednik egzystencjalnej pułapki. dla chłopców, dla dziewczynek, dla wszystkich.
(urodziłeś się workiem na wirusy, wypełniaczem cudzych fantazji, nie wiedziałeś?) (poza tym nigdy nie dorośniesz) (do końca życia jesteśmy dziećmi z przerośniętymi genitaliami mówiąc słowami bergmana) (from sarabanda)
moja odpowiedź będzie więc taka: pan lantimos amputował zabawkom kończynki, a teraz to przenosi, bo taką ludzkość pan lantimos widzi. słabą i kaleką. słabi krzywdzą słabszych, słabsi dają się krzywdzić. odrażającą, brudną, złą. okrutną i uzależnioną. bezwzględną i upodloną. bezwzględną, kiedy jest katem. upodloną, kiedy jest ofiarą.
widzi homo, które sapie i staje na rzęsie - podległe swojemu panu i władcy w oderwaniu od którego nie ma prawa istnieć.
czołem, czołem und herzlich willkommen, przyjacielu drogi!
osobiście nie mam nic do pierwszego zdania twojej wypowiedzi i tak bym to pozostawił, atoli postanowiłeś dodać drugie, a drugie, powiem szczerze, nieco mnie niepokoi.
chciałbyś o nim a w nastroju obopólnej życzliwości udzielonej pomówić czy sobie o nim a w nastroju obopólnej życzliwości urojonej pomilczymy?
Hej, jeśli kogoś denerwuje sposób w jaki piszesz i jeszcze musi dać temu upust pisząc komentarz, trzeba założyć że ta osoba ma ze sobą bardzo duży problem. A jeżeli uważa to co piszesz za bełkot, trzeba założyć że nie wszyscy rodzimy się z takimi samymi zasobami intelektualnymi. Pozdrawiam i czekam na więcej Twoich recenzji, czytam je zawsze jeśli są pod filmem, który obejrzałam.
ach, ten najlepszy z portali byłby najbardziej jeszcze najlepszym z portali, gdyby każdy piszący - w czynie społecznym a przed upublicznieniem swojej wybroczynki - uświadomił sobie, że jej adresatem nie będzie robot humanoid, tylko żywy człowiek.
dzięxy, z odzdrowieniem!
ok, od powiem ci na serio, dla czego. otóż jakieś piętnaście lat temu mój bardzo dobry na on czas kolega przesłał mi mejla klikając "odpowiedz" na mojego mejla, który wysłany był bez tytułu. a - jak pewnie dobrze wiesz - klikając "odpowiedz" na mejla w ten właśnie sposób, system automatycznie umieszcza słowa "re:" w temacie mejla. kolega dodał do tego słowa "mini.scencje" i wyszło tak jak wyszło - re:mini.scencje. najniewątpliwiej zrobiło to jakąś dziurę w mojej rozmoszczonej świadomistyce, skoro do dziś to pamiętam, a nawet poniosłem dalej.
estetykę językowej usterki, czy tam błędu, który fascynuje mnie dużo bardziej niż słownikowa poprawność, również chętnie wyjaśnię, yo!
tak, jesteś pretensjonalny. pretensjonalnie dodam - szalenie pretensjonalny.
I, jak to często z pretensjonalnością bywa, produkujesz dużo słów a mało treści.
Nie mówię, że zero treści, bo coś tam z tych twoich recenzji da się wydłubać, czasami nawet coś sensownego, ale zalewasz to tak gęstym sosem bełkotu, że mało kto chce i może dotrzeć do sedna. Słownikowa niepoprawność - OK, egzaltacja na poziomie pro - niespecjalnie.
fajnie, że napisałeś, a ponieważ - w przeciwieństwie do twojego przedpiszcy - polityka wykluczania jest ci chyba obca, a zarzut swój uzasadniłeś w miarę merytorycznie, odpowiem ci pokrótce, z czego moja pretensjonalność wynika.
otóż wynika ona z mojego podejścia do słowa. ja po prostu uważam, że do słowa powinno się podchodzić w taki sposób, w jaki się podchodzi na przykład do słuchania muzyki albo dźwięków otoczenia - pogłosów i postuków, pobrzęków i pomruków. dźwięk nie ma żadnego znaczenia, nie niesie ze sobą żadnej treści, prawda? napychanie dźwięku (na przykład wiatraka, którego właśnie słucham) sensem leży wyłącznie po stronie słuchacza.
teraz, jeżeli ty podchodzisz do słowa jako do nośnika treści - co jest zrozumiałe, bo taka jest marna a prymarna funkcja słowa - to spoko i ja się zgadzam ze wszystkimi zarzutami. zgadzam się również z tym, co napisał twój przedpiszca, jak również z tym, co kolejny napisze zaraz. ale jednocześnie zmuszony jestem zaznaczyć, że panowie szukają igły w stogu siana - a kiedy jej nie znajdują, już to a chyżo z gębą na parobka jemu utyskiwać! a przecie obok, w dziale "recenzja", leżą całe stosy igieł nawiezionych przez wysoce wysofistykowanych dziennikarzy i krytyków, redaktorów, koneserów, jutuberów, podkasterów - gdzie są tylko igły, ni drobinki siana..
mój tekst jest wiązką słów, która nie ma żadnego sensu z jednego prostego powodu - ponieważ bardziej od znaczenia słów interesują mnie ich brzmienia.
ale co to jest za argument w dyskusji w ogóle? naprawdę uważasz, że brzmienie strużki zlepu kilku słów przypisane jest li tylko wygłaszaniu ich na głos?
przeczytaj proszę w głowie zdanie:
a dokąd, a dokąd, a dokąd, na wprost,
po torze, po torze, po torze, przez most.
po czym odnieś się może, albo też i nie, jak tam sobie chcesz..
Jak tak patrzę na to co ty piszesz, to dochodzę do wnioskow, że można się nudzić i można się NUDZIĆ. Też sobie przeczytaj w głowie różnicę.
a słuchaj, ostatnio nagrałem audio buczka z Dziadami Część Druga - na ostrej czopce powietrzem nagrywany, dodajmy, jako iż bez dopingu nie przejdzie nic, gdy saturacja jest chuda, nic się nie uda - podesłać?
@Westernik odpowiem ci w ratach, bo właśnie dowiedziałam się, że Filmweb nie tylko pilnuje długości wypowiedzi w ocenie filmu, ale liczby znaków w jednym komentarzu. A ja nie lubię, jak mi się coś narzuca, więc zamiast streścić i skondensować odpowiedź podzielę ją na dwa osobne komentarze. Mimo, że wiem, że taka ilość tekstu niejednego może skutecznie znokautować. Tak więc:
part 1.
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Po pierwsze nie -łeś tylko -łaś. Po drugie chciałabym zrozumieć i, nawet niekoniecznie się zgadzając, doszukać się logiki w twojej argumentacji. Chciałabym... ale nie zawsze dostaje się to, czego się chce.
Podejść do słów, jak do słuchania muzyki. Oczywiście! Przecież słowa mają nawet swój rytm, a zdania melodię, nie sposób się nie zgodzić. Kiepska melodia kaleczy uszy nawet niewyrobionego słuchacza, koślawe, pełne błędów zdania kaleczą oczy. I podobnie, jak z muzyką, są bardziej i mniej wyczuleni na fałszywe nuty.
Czy jeśli zbierzesz najlepszych muzyków świata, stworzysz z nich orkiestrę symfoniczną i każdemu z nich dasz nuty innego utworu i każdy z nich zacznie grać partię swojego instrumentu to słuchacze usłyszą arcydzieło? Cokolwiek poza kakofonią dźwięków? No nie bardzo. Dla większości będzie to doświadczenie co najmniej nieprzyjemne, niezrozumiałe i z muzyką mające niewiele wspólnego. Trafi się pewnie kilka osób posiadających umiejętność wybiórczego słuchania, skupienia się na jednym instrumencie i "odłączeniu" pozostałych.
Ale po co i na co komu ten wysiłek skoro można każdego z tych utworów posłuchać w wykonaniu pełnej orkiestry?
spoko, ja wiem do czego zmierzasz i za chwilkę pewnie to przeczytam w drugiej części twojej wiadomości - tylko zauważ, proszę, że nie taki był punkt ciężkości twojej wypowiedzi. nie przyszłaś i nie napisałaś o nutach, skupiłaś się na ich znaczeniu. szukałaś treści, dokopywałaś się do sedna i tak dalej. a słowa mają wiele funkcji pośród których ta znaczeniowa
działa u mnie z dalszego planu. słów jest za dużo, ale to jest celowe - chodzi między innymi o to, aby czytelnik z podejściem takim jak twoje, zmęczył się i zagubił w owej kakofonii, odpadł gdzieś po drodze. stan, który zostaje po odpadnięciu tak zwanego analitycznego umysłu, interesuje mnie najbardziej. to jest miejsce, w którym morze łączy się ze słońcem - tak w życiu, a w tekście - kiedy kakofonia przechodzi w eufonię. no dobra, to jadziem dalej..
@Westernik, part 2 nie będzie, bo twórcy silnika tego forum byli cwańsi niż przypuszczałam i skutecznie zabezpieczyli się na okoliczność zbyt długich w swoim mniemaniu wypowiedzi.
Podsumowania i wniosków nie będzie, chyba że mi się któregoś dnia przypomni i znajdę jeszcze notatkę z tym, czego cenzura ilościowa dziś nie przepuściła
ale że o co chodzi, jaka cenzura? rzeczywiście, wczoraj odpowiedziałem na posta podpiszcy pisującego pod nami, a dzisiaj widzę tylko swoją odpowiedź na posta, zaś w miejscu posta trzy kropeczki. był i znikł, bo go wezwał nikt zaraz na początku - sądziłem, iż za jego niezgodność z regulaminem zdrowego rozsądku..
" wczoraj odpowiedziałem na posta podpiszcy pisującego pod nami, a dzisiaj widzę tylko swoją odpowiedź na posta, zaś w miejscu posta trzy kropeczki"
Mój post był nieprzemyślany, więc go edytowałem zanim zdążyłeś opublikować odpowiedź. Ot cała tajemnica. Nadajesz na takich dziwacznych falach, że nawet delfiny mają zagwozdkę. One piszczą, a ty trajkoczesz, choć zdarzają się u ciebie normalne wypowiedzi w języku ludzkim.
czy przemyślałeś posta, którego opublikowałeś obecnie? o co ci tak naprawdę chodzi? zaczepiasz mnie tu i tam, przy czym wszędzie piszesz to samo. naprawdę bardzo zero-jedynkowo podchodzisz do tematu - tak jakbyś desperacko chciał się do czegoś przyczepić, ale nie do końca wiedział do czego. nie szkoda ci czasu na denerwowanie się, na bulwersowanie się, na utyskiwanie obcym sobie osobom z internetu? czy naprawdę aż tak ci przeszkadza moja radosna grafomania? zakumaj po prostu, że słowa mają wiele funkcji pośród których ta znaczeniowa działa u mnie z dalszego planu i na tym może poprzestań. ty masz swoją falę, ja mam swoją, a pierwszy oddział ślepych kundli naprzód ognia zabić zjeść ma jeszcze inną i niechaj wszyscy sobie na swoich długościach napowycałościowo surfują.
(by the way, czy widziałeś już Surfera z nicolasem cagem?)
po prostu ty masz inaczej, ale ja ma właśnie tak, i nie należy już nad tym wydziwiać.
kochany, to co napisałem nie jest żadną regułą. twoim przedpiszcom zależało na merytorycznych wypowiedziach i takie też otrzymali. atoli nic nie napisałem o wielu innych aspektach, które fascynują mnie nie mniej niż brzmienie słowa - o ich melodyce, o rytmie, o moich skojarzeniach obwąchujących obraz na wrażeniowym korowodzie drgań. inna jeszcze sprawa, że co innego tekst główny, a co innego rozmowa pod nim. albo udajesz, że tego nie wiesz albo (tutaj sam sobie dopisz, wybierz z części mowy, najlepiej jakiś wymiotnik, jesteś w tym bardzo dobry). konsekwencja jest smutną powinnością ludzi jednowymiarowych.
"taką ludzkość pan lantimos widzi (...) odrażającą, brudną, złą. okrutną i uzależnioną." no chyba nie do końca, bo po pierwsze pan Lánthimos obywa się bez ocen moralnych, a po drugie wdraża często elementy humorystyczne + można chyba zaryzykować twierdzenie, że film jako całość i poszczególne segmenty z osobna kończą się happy endem? Łazarz zmartwychwstaje, Jezus, zrządzeniem losu, umiera za cudze grzechy, a miłość zwycięża. "The Lord is righteous in all his ways and kind in all his works". generalnie na ukrytą za fasadą "dziwnych rzeczy" swojską chrześcijańskość tego filmu warto byłoby może zwrócić uwagę. ludzkość odrażająca, zła i brudna jest np. w Palaczu zwłok, tutaj tonacja ewidentnie jest jaśniejsza.
bo tam zawsze przed winno być: według mnie, według mnie, według mnie.. tylko mię się już nie chcę dodawać tego ciągle, ciągle i ciągle..
zwrócono już uwagę na trzy cnoty teologalne, choćby w recenzji tego filmu, którą znajdziesz w zakładce powyżej. posługiwanie się takimi pojęciami to (według mnie) abstrakt, osobiście wolę trzymać się ziemi. czyli: nie traktat teologiczny, a opowieści z krypty. sam lantimos (według mnie) również trzyma się ziemi. u podstaw chrześcijaństwa (nie tylko według mnie) leży element transcendencji. w tym filmie nie znajduję elementów transcendencji, tylko wykoślawione elementy transcendencji, ewentualnie szafowanie elementami transcendencji celem zwodzenia maluczkich. bardziej byłbym skłonny przyjąć założenie, że lantimos (według mnie) obnaża chrześcijaństwo (szerzej każdą zorganizowaną wokół czegoś co jest ogólnie niesprawdzalne instytucję, opartą na hierarchii społeczność) jako z gruntu podgnite, fałszywe, słowem: sprzeczne z prostymi zasadami miłości bliźniego swego.
bo people ain't no good po prostu.
bagatelizowanie transcendencji w tym filmie to nie byle co, trzeba docenić. masz tam m.in. doppelgängerów, skuteczne ofiary z ludzi, wskrzeszenie zmarłych... no i jest jeszcze transcendencja tego filmu, tzn. nie w fabule, ale transcendencja samego filmu - celowe wychodzenie poza stabilny sens, który się publiczności po prostu należy. albo nie należy, nie wiem. na pewno nie zauważyłem tam moralizatorstwa, które można by skwitować niezbyt odkrywczym people ain't no good po prostu. zresztą po co ktoś miałby nadal filmy o tym robić, skoro ten temat wyczerpał już John Wick (zabili mu żółwia).
zwróciłem tylko uwagę na to, że wszystko można zinterpretować podług własnego widzimisia przystawiając odpowiedni okular. ty widzisz tam posłanie chrześcijańskie, spoko. mnie uderzyło coś innego. pozwól, że coś ci opowiem..
otóż miesiąc temu takie coś: jedziemy z grupką dzieci autobusem miejskim do kina, ja wyjątkowo - nie w roli dziecka, ale opiekuna.
jedziemy, jedziemy,
nagle jedno z dzieciąt pyta: proszę pana, proszę pana, a czy jak się nie pójdzie w niedzielę do kościoła to masz grzech?
myślę: już po mnie. co odpowiedzieć? powiem, że tak - wyrzeknę się samego siebie; powiem, że nie - zniszczę jego psychikę, bo wiem, że chłopiec, który pyta, jest ministrantem..
myślę, myślę,
tysiąc oczu wlampionych we mnie z czaszek bab z siatami siedzących w autobusie, gotowych wychwycić każdą złą odpowiedź, wyniuchać najmniejszą nawet a teologiczną wpadkę, wyjątkowo aktywnych, natychmiastowo jakby ze snu wybudzonych, czujnych, bacznych, przenikliwych, całe kolegium kardynalskie przewożą tam w tych czaszkach, hiszpańską inkwizycję w oczach, osikowe krzyże w siatkach, ich oczekiwania spełnię,
ocalę duszę dziecka jak himen eternię,
w końcu mnie olśniewa, zalewa mi neurony boskie światło zrozumienia, zstępuje gołębica, która mówi za mnie: jeżeli jesteś katolikiem to masz grzech, jeżeli nie jesteś katolikiem to nie masz.
ot i cała teologija. odniebieszczona, przyglebna, prosta. granice rzuconego czaru wyznaczają horyzonty twojego światopoglądu po prostu.
bardzo byłem potem dumny z siebie żem tak właśnie małemu homo sapiens superior odpowiedział.
no i niczego się nie dowiedział ciekawego ten biedny chłopiec - liczył na odżywczą komunikację, może nawet na znalezienie mentora i nowego drogowskazu, a dostał w głowę jakimś ogryzkiem. smutna historia sama w sobie, a pobrzmiewa tu jeszcze na dokładkę paniczny strach przed starymi babami.
że pan dobry jest i sprawiedliwy we wszystkim co czyni? to i owszem, spoko, całkiem spoko nawet, ale to działa tylko w granicach rzuconego czaru. coś się zadzieje dobrze - z woli dobrego pana, który chwali twoją słuszną drogę. coś się zadzieje źle - z woli dobrego pana, który wskazuje ci, co musisz poprawić, aby trafić na słuszną drogę. przeżyje dziecko - najwyraźniej było potrzebne światu. umrze dziecko - najwyraźniej tobie bądź twemu dziecku potrzebna była jego śmierć. czyli: wszystko jest dobre (a jeżeli wydaje ci się, że coś jest złe, to tylko dlatego, że nie widzisz szerszego kontekstu). teraz, w miejsce dobrego pana można wstawić dowolne określenie, abstrakcyjne pojęcie, takie jak na przykład bóg, życie, wszechświat. obca idea nadwartościowa - bielmo na oczach w postaci doktryny, która wszystko wyjaśnia. wszechświat coś zsyła, wszechświat do czegoś popycha, bóg mi daje, bóg mi odebiera, kiedyś byłam różą dla twojego serca.. i tak cały świat i wszystkie znaki na ziemi i niebie co na nim można zabarwić na zielono - wystarczy założyć zielone okulary.
"że pan dobry jest i sprawiedliwy we wszystkim co czyni?" raczej uprawniony i życzliwy, chociaż może wydawać się inaczej. ale na tym przecież polega transcendencja tego pana, że się nie mieści w głowie, dlatego sztuka jest lepszym medium do wypowiadania się o nim niż np. neotomistyczny traktat.
lepsze, gorsze, trudno orzec. różnie z tym bywa. ja na przykład stosuję takie kryteria: coś musi się zadziać w tej materii na linii ja - wytwór innego człowieka. jeżeli się zadziewia, oczywiście we mnie a pod wpływem tego co odbieram, to jest to wielka sztuka. a czy to będzie obraz, xiążka, fotografia czy Love Island Polska, to już kosmetyka..
ciekawa obserwacja na podstawie tego, co piszesz: ofiara jest katem (I, II i III część), nie zwróciłem uwagi w trakcie seansu;
poza tym, jeśli ktoś nie odnajduje w tym filmie części siebie to albo jest robotem, albo prawdziwe życie emocjonalne dopiero przed nim;
moim zdaniem najmocniejsza jest mimo wszystko część pierwsza (mimo wszystko, bo najbardziej ubawiła mnie część trzecia - znałem takich ludzi): kiedy okazuje się, że ja mam decydować to lepiej zabić, choć wcześniej miałem co do tego wątpliwości, zapraszam do dyskusji
paradoksalnie ktoś kto jest robotem również w tym filmie powinien się odnaleźć - weźmy pierwszą nowelkę, przecież to jest świat, w którym stosunki międzyludzkie (relacja korposzczurka do korpoboga) regululowane są podług trzech praw robotyki asimova..
ale że wyrażasz przed nami własną właśnie czy się przedstawiasz przed milionami raczej?
Nie wyrażam "właśni" ani nie przedstawiam się przed "milionami" tylko gratuluję ci chęci w marnowaniu czasu
aha, i założyłeś sobie to konto dwa dni temu z okładem a tylko po to, aby pogratulować mi marności nad marnościami w trawieniu mojego własnego czasu? może to jakoś rozwiniesz, bo przyznam, że z podobnym hobby jeszcze się nie spotkałem.. skąd ta obsesja na punkcie spędzania czasu przez kogoś innego tak w ogóle? czy poprzez zajmowanie się czasem cudzym a marnotrawionym przez kogoś innego nie marnotrawisz aby własnego?
Konto mam od ponad pół roku? Nie mam jak tego rozwijać przez swoją prostotę i ja piszę wiadomość 30 sekund po czym mam śmieszną rozrywkę później czytając co piszesz
no widzisz, a więc decyduje zasada przyjemności - ja się bawię w swoim bezczasie, a ty w swoim..
a że bo ponieważ czas - jak powszechnie wiadomo, czyli podług boskiego rozkazu - ulega zawieszeniu kiedy to co robisz sprawia ci przyjemność, podawanie sekundowych jednostek miary nie ma w ogóle sensu.
bezczas to bezczas, przeto: pomiędzy tym co właśnie zapercepowałeś czytając a tym co ja właśnie zapercepowałem pisząc nie było żadnej różnicy.
szkoda tylko, że ludzie tak nisko oceniają ten film
(ja wpadłem w bezczas oglądając go), bo spodziewałem się wysypu och-komentarzy, a dostałem nie dość, że niezrozumienie, to jeszcze glebowanie tej produkcji (przy automatycznym tworzeniu dystansu w opiniach przegrany-wygrany, np. gniot, bezsens, zamiast (co byłoby dobre dla dyskusji) wygrany-wygrany (jak to zrobiłeś w przypadku wątku względności a propos czasu), np. ciekawy scenariusz albo dobra gra aktorska, bo to było bezsprzecznie kontra zagmatwanie przekazu, niejasność postaw, etc.)
w sumie tak, tylko główny bohater się w tym gubi (przynajmniej na chwilę), bardziej podoba mi się postać kobiety korpoboga, która w swojej postawie jest świadoma i nawet da się ją lubić z tego powodu, bo gra w otwarte karty
Dziękuję. Dziękuję i za ciekawe Re:mini.scencje. I za niezwykle cenne odpowiedzi dyskutantom (zwłaszcza wątek z FSO1500 ciekawy). I za poziom. Inaczej niż innym, mnie harmonizuje zarówno treść jak i sama konstrukcja Twoich wypowiedzi. Stanowią tu na tym forum wartość dodaną.
jupiii!
gwoli dopowiedzenia, bo my tu tete a tete, a tymczasem widzę, że film zbiera bardzo nieżyczliwe recenzje.. przeczytałem kilka i uwierzyć nie mogę - nie temu, że nieżyczliwe, ale temu, że jak to jest napisane..
po pierwsze - wszystkie te recenzje wyglądają tak samo. jakby pisane były od szablonu. nie widzę tam żadnej zabawy ni skłonności do excesu tudzież experymentu. a przecież kino takiego jorgosa lantimosa, gaspara noe czy harmony'ego korine'a aż prosi się o exces..
po drugie pierwsze, przeto dwa razy ważniejsze - te stosy recenzji zapisane są w taki sposób w jaki się mówi. to mnie jako czytelnika właśnie zniechęca najbardziej. że oto dostajesz jedyną w swoim rodzaju okazję, gdzie jesteś tylko ty i biała kartka papieru na której możesz zapisać co ci się tylko a żywnie zamarzy, możesz ogólnie poszaleć, zabawić się tekstem, skojarzeniem, podchwycić obraz ciągiem pijanego verbum, a zatem wykręcić, ponaginać, rozsadzić ramy gatunkowej foremki by uwolnić i ponieść film dalej - i co? i piszesz dokładnie to, co za chwilę powiesz w podkaście..
taki sposób istnienia popularystyki filmowej, pisanej popularystyki filmowej, moim zdaniem od dawna jest matwy. pisaną popularystykę filmową przejęły filmiki na jutube, videorecenzje, audycje radiowe, podkasty.. teraz, chcąc zachować choćby odrobinkę twarzy i kilka garstek sumienia więcej, pisana praktyka recenzencka powinna poddać się metamorfozie, zmienić trajektorię.. a w co, że jak, no właśnie - proszę nie iść jeszcze siku, tylko poczekać na mnie, za chwilkę i na to odpowiem..
sikłem, więc jestem i zakontynuuję:
otóż moim zdaniem idealna praktyka recenzencka nie powinna polegać na tłumaczeniu sensów tudzież opisywaniu zdarzeń - bo to każdy na własną rękę w sobie rozsądzić może. idealna praktyka recenzencka powinna polegać na podchwytywaniu wrażeniowości obrazu za pomocą słowa pisanego. pisanie o filmie to w zasadzie sztuka przekładu z jednego medium na inne. za pisanie o filmie nie powinni się zabierać publicyści, tylko poeci. o filmach powinno się pisać wyłącznie wiersze.
(zwroty typu co się powinno a czego nie powinno się prosimy traktować ómownie)
"Święta wiosny"premiera(cudocholera) wywołała mniejsze poruszenie tudzież rozwolnienie/zatwardzenie,niźli pana"ciuch-ciuch" Filmołepsko/kiepskowiczom do serc płynące i głów(gorąco mi,uff). PS,
PS, mimo,że jestem zwolenniczką lapidarnych form,to przyznaję,że pana tantryczny tekst sprawił mi więcej przyjemności, niż niejeden seans filmowy. Z niecierpliwością czekam na kolejny tekst/palec.
dzięx, a tak sobie myśle.. na przykład właśnie zakończył się festiwal w wenecji, za chwilę zaczyna się kolejny w gotenhafen.. czy nie byłoby fajnie przeczytać relacje z tych festiwali w formie fraszek albo na przykład haiku - po jednym wierszu na każdy film konkursowy - niźli po raz kolejny czytać jakieś nudne sprawozdanie, takie same jak sto innych ze sprawy zdań.. prawda, że byłoby?