"Rojo Sangre" to film dziwny. Ogląda się go przyjemnie, fabuła jest wciągająca, zdjęcia bardzo przyzwoite, gra aktorska również nie pozostawia do życzenia. Mimo wszytko czegoś chyba brakuje..
Obrazowi temu, moim zdaniem, zarzucić można zbytnią eklektyczność i pomieszanie z poplątaniem. Myślę, że gdyby twórcy filmu zdecydowali się bardziej dookreślić gatunkowo swój obraz, ten byłby pełniejszy i przystępniejszy w odbiorze. Bo z jednej strony mamy tu rasowy horror, z krwawymi scenami mordów (efekty gore całkiem, całkiem..), demonicznymi bohaterami i mrocznym, tajemniczym klimatem. Ale jeśli patrzeć na to tylko pod tym kątem, to troche za dużo miejsca poświęcono rozterkom bohatera, jego samotności i wyobcowaniu.
Praktycznie cała pierwsza połowa to czysty dramat egzystencjalny, horroru nie ma tu za grosz! Z drugiej jednak strony, jeśli na film ten patrzeć będziemy jak na dramat właśnie, to pointa filmu wydaje się kompletnie nietrafiona i psująca odbiór filmu.
Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, ze w horrorze powinno być jedynie łubu-du, hektolitry krwi i jakiś sympatyczny, ohydny potworek na okrasę, zaś całą psychologię postaci, ich rozterki i emocje wywalić należałoby na śmietnik. Absolutnie nie! Mówię jedynie, że twórcom filmu wyszedł trochę groch z kapustą. Jak już zauważyłem - cała niemalże pierwsza połowa filmu sugeruje nam, iż do czynienia mamy właśnie z dramatem, z opowieścią o starym, odrzuconym człowieku, który nie chce pogodzić się z własnym losem. I nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, bohater wpada w wir zdarzeń, które prowadzą go do odkrycia..... (nie mogę zdradzić przecież zbyt wiele;) )
Po co to? Na co? Myślę, że filmowi wyszłoby na dobre, gdyby twórcy zrezygnowali z elementów nadprzyrodzonych i sprzedali nam opowieść o człowieku, którego okoliczności popychają w końcu w ramiona szaleństwa i zemsty. Film byłby bardziej wyrazisty i prawdopodobny.
Ale to oczywiście tylko takie moje gdybanie.
Wyszło, że narzekam, a przecież film całkiem mi się podobał. Więc jak jest faktycznie? Film zrealizowany jest bardzo porządnie, grze aktorskiej nie można nic zarzucić. Na wyróżnienie zasługuje niewątpliwie Jacinto Molina (znany również jako Paul Naschy), legenda horroru lat 70-tych, którego wielbicielom gatunku przedstawiać nie trzeba. Pochwaliłbym również zdjęcia i scenografię, które znakomicie budują klimat tajemniczości.
Nie jest to może arcydzieło, ale z pewnością czasu, który spędziłem na oglądaniu "Rojo Sangre", nie uznałbym za czas stracony.