Film chwilami bardziej działał na zmysły niż na emocje, zbyt wyuzdane sceny jak dla mnie, namiętność zgrabnie połączona ze śmiercią, Rosario była nieszablonowa, niebanalna, gdyby takich kobiet było więcej świat byłby inny, umiała bawić się sama nie potrzebowała grupy, wychodziła na parkiet sama tak po prostu i tańczyła, to było piękne. Pogrzeb jej brata był porażający, od tych sztywnych obrządków katolickich się różnił, odbyło się z uczuciem, no i ten pocałunek śmierci zły do szpiku kości.
Jeśli uważasz, że film był wyuzdany to znaczy, że nie pojmujesz latynoskiego sposobu postrzegania seksualności - polecam inne filmy z Ameryki Łacińskiej, tudzież literaturę. Nie patrz na film przez kalkę amerykańskiego kina. To nie ten klimat.