Twórcy nie wykorzystali potencjału, jaki dostali do ręki. Od dawna wiadomo, że życie pisze najlepsze scenariusze i niepotrzebnie przy tej historii grzebano. przede wszystkim nie wiadomo do końca, o czym jest ten film? Konia tu zadziwiająco mało, wśród ludzi głównego bohatera też ciężko znaleźć. Możemy wybierać - między trenerem (dobry Sam Shepard) a tym dziennikarzem, który się plącze po filmie, w sumie nie bardzo wiadomo po co. Ta sama postać byłą pokazana w "Niezwyciężonym Secretariacie" i tam miało to sens. T jest jedynie denerwującym fececikiem łażącym po stajniach i coś tam piszącym. Trener niby mógłby być centralną postacią, ale mnie nie przekonuje. Jego bliższy związek z Ruffian widać w scenie, kiedy poszli na spacer i klacz chodziła za nim krok w krok. Wyścigów tu mało - owszem, Ruffian nie miała okazji wystąpić w zbyt wielu - ale te, które pokazano można naprawdę było zrobić dużo lepiej! Może gdyby chociaż pokazać więcej konia, treningi, tworzenie się więzi między Ruffian a ludźmi, którzy z nią przebywali, było trochę lepiej. Przynajmniej można by odnieść wrażenie, że jest to film o koniu. Bo ten film pokazuje bardziej układy międzyludzkie i układziki wyścigowe. Historia niezwykle dramatyczna, tym bardziej że zakończona zbyt szybko (jak zwykle kiedy rządzi pieniądz, zwierzęciu właściciele-materialiści nie dają większych szans). Jak dla mnie - niewykorzystana szansa na pokazanie wspaniałej historii. Po prostu się nudziłam. Oczywiście, dramatyczna końcówka mnie wzruszyła, trudno żeby nie. Choć po końcówce poznałam, że już to kiedyś oglądałam. U mnie to zły znak, jeśli rozpoznaję film dopiero w ostatnich 15 minutach. To znaczy, że generalnie nie jest to twór zapadający w pamięć. Film nudny. Szkoda.