Czasami bywa tak, że z braku lepszego zajęcia rzucę okiem na to, co do zaoferowania ma Polszmat i tym razem trafiło akurat na film Zukera. Zachęciła mnie w sumie głównie muzyka Goldsmitha i tu miałem rację, bo dla niej warto było ten czas przed odbiornikiem spedzić. Dla czego jeszcze? Z całą pewnością dla Connerego, którego rola, chociaż przesadnie wychwalana pod niebiosa, jest bardzo mocną stroną filmu. Podobała mi się również Julia Ormond, muszę przyznać, że miała w sobie coś ze średniowiecznego seksappealu, cokolwiek miałoby to znaczyć;) Co jeszcze?...Sumując wszystkie wrażenia "Rycerza króla Artura" oglądało się bardzo przyjemnie, bo to taka klasyczna, rozpisana według odpowiedznich shematów, przygodowa historyjka, w której wszystko jest z góry wiadome. Szkoda tylko, że nieco zawalono formę. Bardzo kiepski montaż i zdjęcia, niczym nie wyróżniające się kostiumy i przesadzona scenografia, przywodząca na myśl Disneyland. No i największy minus filmu- Richard Gere. Wielbicielem jego talentu nie jestem, aparycji także moim zdaniem wcale takiej wyjątkowej nie ma i chociaż widać, że stara się jak może, to po prostu on do takich filmów nie pasuje. Fatalna decyzja obsadowa, tragiczna wręcz wpadka castingowców, która niemalże położyła film. Niemalże, bo jednak jest Connery i muzyka Goldsmitha i historia, która należy do tych, jakie zawsze z chęcią się ogląda.
Nie wiem czy ktoś zauważył sprawę, którą wytyka się "Królowi Arturowi" Antoniego Fuquy. Otóż głównym działem wytoczonym przez krytykę przciwko filmowi z cliwem Owenem był zarzut o demitologizację legendy, którą przedstawiono w bardziej historycznej formie. I teraz pytam, gdzie w "Rycerzu króla Artura" jest Excalibur w kamieniu? (w Fuquy był), gdzie Dama z jeziora? Gdzie Merlin? (u Fuquy był mędrcem a nie magiem, ale był!). No proszę, tutaj jakoś to nie przeszkadza, a w dużo lepszym jakby nie patrzeć "Królu Arturze" jest głównym powodem do niezadowolenia...
7/10 z minusem;)