Czymże byłby rok 2011 bez amerykańskiego filmu o egzorcyzmach ? Dokładnie - niczym.
Zapewne każdy kojaży Constantina, klasycznego "egzorcystę" egzorcymy Emily Rose i masę
innych tytułów o tej samej treści.
Powiem tak - film może przestraszyć, wciągnąć i
zainteresować ale wszystko zależy od podejścia. Pierwszą godzinę produkcja pędzi jak Justyna
Kowalczyk po brąz - jest klimatyczny wciągający i nakreślony grubą kreską (od bohaterów po
fabułę).
Niestety- film robi zwrot o 180 stopni i uświadamia nam że wszystko to już widzieliśmy i
chwyty które proponuje nam twórca są mdłe, banalne i zaczynają nas śmieszyć. Całość
zaczyna raczej przypominać "Anioły i demony" czy "Kod Leonarda..." i robią nam papkę z
mózgu bo klimatyczny akcent, i lekki dreszcz ciekawości znikają . Nie zmienia to faktu że
Hopkins zagrał rolę niesamowitą. On jako jedyny przez cały film był przekonywujący i nie
budził we mnie meszanych uczuć. Niestety film skręcił w złą stronę i zrobił się strasznym
widowiskiem dla miejskiej papki, a szkoda bo potencjał miał świetny. Może w 2012 produkcja o
jakimś sympatycznym demonie będzie w stanie mnie przekonać ...