ten film dobrze pokazuje co się dzieje kiedy ludzie odwracają się od duchowieństwa - doskonała
akcja marketingowa
Wcale nie! "Akcja marketingowa"? W co Ty pogrywasz....Nie taki był cel tego filmu. Polecam obejrzeć jeszcze raz lub po prostu dać sobie spokój i nie wypisywać takich głupot.
Jak od samego Boga to jasne, że i sukienkowym składkowej daniny ubywa ;) A przecież oni już prawie dwa tysiące lat wypracowują metodykę dojenia baranów- o przepraszam- owieczek ;)
Główny bohater nigdy nie odwrócił się od duchowieństwa, bo nigdy tak naprawdę nie był duchownym- był nim tylko oficjalnie. Raczej ten film nie miał na celu żadnej "reklamy" katolicyzmu. W ogóle nie widzę, żadnego głębszego przesłania, którego usilnie się tak doszukują sceptycy. Ot film o coraz bardziej modnych w kinie egzorcyzmach.
Mam dokładnie takie same zdanie na temat tego filmu. Pomimo tego, że jest oparty podobno na faktach, to nie zawiera żadnego głębszego przesłania, a sceptyków i tak nie przekona do wiary w istnienie szatana oraz demonów...
No nie wiem, za taką koloratką nawet bym się obejrzała, a jestem 100% ateistką ;]. Ale młodzi adepci Kościoła (diakoni?) to jednak zdaje się, że tak nie wyglądają? Więc faktycznie to chyba jakaś akcja marketingowa :P
Bycie ateistą to taka sama głupota jak bycie religijnym. Religa na opak. Przykro mi.
Ja nie jestem ateistą wojującym, afirmującym ateizm, czytającym Dawkinsa itd., więc nie musi Ci być przykro. Nie ten przypadek.
PS. To chyba takie niekatolickie oceniać bezpodstawnie i krzywdząco bliźniego? ;]
PS2. To gdzie jest wg Ciebie złoty środek? W ogóle nie zaprzątać sobie głowy myśleniem, negacją zjawisk uznanych za naturalne / powszechnie przyjęte? To jest jednak ignorancja, jeśli nie konformizm.
A jednak oznajmiasz światu, żeś ateista... No i nie jestem katolem. Wyraźnie przyrównałem ateizm do religii. Ateista to ktoś kto słyszy dzwony ale nie wie w którym kościele biją. Po pierwsze, ateista jest "katolikiem", który myśli po katolicku. Po drugie, z tego powodu boi się boga, a spycha ten strach do podświadomości. Pytanie nie brzmi "wierzyć czy nie wierzyć", ale "kto i po co każe mi wierzyć". Religia jest po to by niewolić masy. Wymyślili ją semiccy kapłani by żyć kosztem innych. To ustrój polityczny oparty na wypaczonym pojmowaniu boga spojony strachem przed jego mocą. Ateista nie wiem czym jest tak naprawdę bóg i to czyni go upośledzonym. Łączy boga z religią, której nienawidzi. Bóg z religii jest najwyżej żydowskim demonem stworzonym z sumeryjskich wyobrażeń. Prawdziwy bóg to siła sprawcza wszechświata. To pierwotna myśl, która nie wymaga miłości ani nienawiści bo nie jest człowiekiem. Bóg to zwyczajna moc, która porusza wszystkim. Nasi przodkowie mieli tę wiedzę i dlatego żyli w spokoju ducha. Wiedzieli, że bogowie to tylko moce wszechświata, które dzisiejsza nauka próbuje opisać. Niestety korzysta tylko z połowy mózgu i dlatego nigdy nie dojdzie prawdy. Tak więc ateista to tylko wybrakowany katol. Wybacz, ale taka jest prawda. Jeżeli miotasz się między wiarą a niewiarą w boga to nic nie wiesz. Podpowiedz: szukać przysłowiowego "złotego środka" należy tam gdzie czuć swąd spalonej ksiąg.
No i widzisz - wyszło szydło z worka. Za dużo myślisz o religii jak na kogoś kto nie jest ateistą, ani katolem. Nawet jakieś własne wykładnie tworzysz, dziwne wnioskowania. Najlepiej patrzeć się na siebie, a nie zawracać sobie głowy otoczeniem, analizowaniem czyjegoś katolicyzmu, czy ateizmu i to jeszcze na przestrzeni wieków - zwłaszcza, że tego się nie da jednoznacznie ocenić, a tymczasem z dużą (i niesympatyczną) łatwością szufladkujesz ludzi. Z tym nienawidzeniem Boga, bojaźnią w/c niego to strasznie błądzisz.
Ja właśnie takiej postawy nie lubię, pasywno-agresywnej. Mogę też Ci oznajmić, że jestem wegetarianką - bo jestem. I tego też nie podbudowuję żadną teorią. Po prostu jestem, nikomu krzywdy tym nie robię (nome-omen), krucjat nie prowadzę, broszur nie czytam. Nie jem mięsa, a to, że ktoś to nazwał wegetarianizmem to kwestia nomenklatury. Także jestem wege i ponadto mnie to nie zajmuje (jest też wiele innych rzeczy, których nie robię, a które mnie nie definiują - co jest wręcz logiczne, bo normalny człowiek nie definiuje siebie poprzez negacje). Podobnie z ateizmem. Jestem i tyle, nie budzi to we mnie żadnych emocji, nie targa mych nerwów (tylko świadomość dotacji z budżetu, ale to przemawia przeze mnie racjonalistyczna natura obywatela-podatnika).
Wyłożyłem ci czym jest ateizm a ty na to twierdzisz, że jesteś ateistą i nie jesteś. Widocznie nie dociera do ciebie prawdziwy świat. Nie wiem jak żyjesz, ale mam pewien obraz ciebie stworzony na podstawie moich doświadczeń i wygląda jak osoba twierdząca, że jest wyzwolona, samodzielna i może nawet trochę feministyczna, ale tak naprawdę błądząca. Dlaczego nie jesz mięsa? Potrafisz powiedzieć? To z powodu istnienia takiej mody czy masz zęby wyłącznie do miażdżenia a nie cięcia? Widzisz, ja też nie wierzę w boga jakiego nam się narzuca (więcej, wiem, że jest zmyślony) oraz nie jem mięsa, ale wiem dlaczego tak się dzieje. Jeżeli nie zadasz sobie trudu odpowiedzi na te pytania to żyjesz na pół rozumowego gwizdka gdzieś na skraju bytowania. Po to żyjemy na jawie by się uczyć, po to mamy wrodzoną ciekawość. Niestety nasz rozwój jawny został zahamowany przez religię, ale już zaczęliśmy wyzwalać się z tego, więc mam nadzieję, że odrzucisz uprzedzenia i przyswoisz moje słowa.
Nie mam ochoty dopasowywać się do Twojej wykładni, za kogo Ty się uważasz? Dla mnie religia jest jak system prawny, nawet się z nim pokrywa. W tym wymiarze jest nawet prospołeczna (zakładając, że katolicy się tych norm trzymają... ogólnie wszelki konformizm jest sam w sobie prospołeczny), jak ktoś dodatkowo lubi niewygodne tematy (śmierć) zamiatać pod dywanik tabu - to droga wolna. Mi nic do tego. Chociaż w tym pierwszym wymiarze sama wolałabym już np. podporządkować się imperatywowi Kanta niż wyznawać jakiegoś Bożka, aczkolwiek nie potrzebuję żadnych doktryn, dogm - świeckich czy nie.
Ja jestem ateistką odkąd pamiętam, chociaż niestety miałam komunię, bierzmowania już nie. Moje poglądy od dziecięcia się nie zmieniły w tym obszarze, bo religia to nie jest temat szczególnie trudny do ogarnięcia (nie wchodząc w temat struktur, czy polityki). Boga też nikt mi nigdy szczególnie nie narzucał, więc powodów do gromkiego wyrzekania się, czy nienawiści nie posiadam (co najwyżej trochę pogardy dla wyjątkowych oszołomów).
15 lat nie jem mięsa, wtedy nie było takiej mody, nie było hipsterów, wtedy nawet się o tym nie mówiło w towarzystwie bo na człowieka patrzono wilkiem, albo z ciekawością ludzie spoglądali w talerz, co też nie jest komfortowe, ewentualnie trzeba się było spowiadać z banalnych przesłanek, na co nigdy (i do dzisiaj) nie mam ochoty, ale proszę - wykładnia za wykładnię: nie jem mięsa bo mogę go nie jeść, więc czemu mam jeść? - Takie to proste.
Rozumiem, że Ty jesteś z tych lubujących się w np. Dawkinsie, broszurkach utwierdzających w przekonaniach - tak w zasadzie prostych jak kwestia wiary w Boga, czy decyzja o zaprzestaniu jedzenia mięsa. Ja nie mam czasu na odkrywanie Ameryki na 101 sposobów. To się wie, intuicyjnie, nie trzeba uczuć czy wiedzy sprowadzać do słów - kodyfikować, to rzecz literatów. Poetą nie jestem, a czytać o rzeczach których nie robię - nie lubię. Nie wiem czemu wiara miałaby tu być wyjątkiem. Wolę skupiać się na rzeczach pro, na rzeczach które faktycznie mnie definiują - pozytywnie. Ateizm na pewno nie powinien definiować człowieka sam w sobie, chyba, że postawi się go w określonym kontekście - jak tu, przy okazji filmu o określonej tematyce.
Posługujemy się różnymi pojęciami do opisu różnych zagadnień. Dlatego możemy nie rozumieć się. Wydaje mi się, że za bardzo trzymasz się rozumu i sztywnej logiki oraz zatrzaskujesz się w bezpiecznych obszarach umysłu. Bronisz się przed odkrywaniem tego co każdy powinien już dawno wiedzieć. Niestety Watykan cofnął nas w rozwoju pod względem duchowym. To, że nie próbujesz dociekać skąd u ciebie takie uczucia, to bardzo źle i nie prowadzi daleko. Swoje nieobeznanie i brak doświadczenia na poziomie duchowym uwidaczniasz oświadczając swój ateizm oraz przyrównując moje poglądy do poglądów miłośnika Dawkinsa. Kiedyś próbowałem przeczytać "Bóg urojony", ale niczego odkrywczego tam nie znalazłem więc zarzuciłem to. Dawkins ma taki kłopot jak każdy ateista. Myśli, że żydowski bóg jest tym prawdziwym i jedynym dlatego nie rozumie co naprawdę oznacza pospolite słowo "bóg". To jest prawdziwy ateizm i jako taki jest skazany na porażkę rozumową. Dlatego oznajmiając swój ateizm oznajmia się jednocześnie upośledzenie umysłowe. Nie obraź się, ale tak właśnie wygląda ateizm. To religia na opak, o czym już pisałem.
Twierdzisz też, że "etyka" chrystanistyczna jest w porządku. Niestety nie jest i nawet gdyby chrystianiści przestrzegali wszelkich praw z Biblii, nasze społeczeństwo waliłoby się dalej. Podstawą tego błędnego przekonania jest brak u ciebie wiedzy o tym komu służy religia. Służy temu kto ją wymyślił dawno temu i zaraził nią Rzym a potem Saudów, jej kolejnym wcieleniem.
Wiesz, odnoszę wrażenie, że nie jesteś ateistką a jedynie sobą nieświadomą przyrody swojego istnienia i wycofaną z życia duchowego. Kiedyś ludzie wiedzieli, że są kimś więcej niż mięsem i jawa jest jedynie namiastką rzeczywistości. Żyli pełniej i zgodniej nim pojawiła się pierwsza religia. Poszukaj wiedzy o naszych przodkach. Da ci to pełniejszy obraz rzeczywistości i dogłębniejsze zrozumienie.
No i nie jem mięsa na co dzień bo to ostateczność. ("nie jem mięsa bo mogę go nie jeść" brzmi trochę nieskładnie) Do życia wystarczą zioła, orzechy, miód i mleko. Niestety dzisiaj i to jest niezdrowe.
Wydaje mi się, że stanowczo za bardzo kręci Cię religia. Sam fakt, że podchodziłeś do Dawkinsa jest tego świadectwem. Piszesz o religii, jak o jakieś masonerii, poza tym posługujesz się dość sekciarską retoryką, co jest już w ogóle 'kolizyjną' ironią, wręcz zabawną. Można i tak, na pewno nie jest to mój poziom fiksacji. Jakkolwiek jak uda Ci się kiedyś obalić kościół, albo nawrócić innowierca to Ci szczerze pogratuluję. Inaczej ma to niewielki sens, chyba że to takie hobby.
Mnie inne rzeczy relaksują i zajmują w wolnym czasie. Zatem nie będę studiowała religii żeby zwać się merytoryczną ateistką, wolę 'wyznawać' brzytwę Ockhama, co nie znaczy, że jestem intelektualnym ignorantem. Nie potrzebuję obudowania teoretycznego do wysnucia stwierdzenia, że Mikołaja nie ma. I Boga też. I wampirów. Do zupełnie literackiej fantastyki też pochodzę sceptycznie bo zasadniczo nie lubię gatunku, więc studiowanie teologii zostawię studentom uniwersytetów katolickich (albo humanistycznych), którzy nie dostali się nigdzie indziej i nie mają wyboru. Ja szczęśliwie wybór miałam i mam, i nie waham się z tej broni skorzystać i nie zaprzątać sobie głowy tematami religijnymi ponad potrzebę, czyli sporadyczne irytacje spowodowane ingerencjami kościoła w legislację w obszarze np. aborcji czy in vitro, czy zaangażowanie w wyborczą agitację. Poza tym religia nie jest dla mnie tamtem poważnym, ani zajmującym. W fakt, iż jestem tylko plątaniną naczyń połączonych nie wątpię.
Nie jestem wegetarianką rodem z buddyzmu, kwestia zdrowej diety mnie nie interesuje, tylko empatia do zwierząt i mechaniki ich przemysłowego hodowania i zabijania. U Ciebie to jest jakaś asceza godna nirwany... w tym przypadku też nie interesują mnie jednak przesłanki, ważne, że kierunek słuszny...
nigdy nie zrozumiem pytań o to czemu się nie wierzy... wiara jest takim abstraktem że nie da się tego uargumentować. To jak z pytaniem dlaczego nie wierzysz w jednorożce, wróżki, albo świętego Mikołaja. Nie wierzę, bo nie... Co innego pogłębianie wiedzy na temat samych religii i ewentualnych argumentów na obalenie jej namacalnych podstaw (Kościoły, przykazania, etc). To jest ciekawe, to może kogoś doprowadzić do niewiary, ale na pewno nie trzeba posiadać takiej wiedzy tylko po to żeby powiedzieć że się nie wierzy.
Dokładnie, to racjonalizowanie nieracjonalnego, w przypadku ateisty przekonanego zupełnie zbędny proceder. Dla mnie aksjomat raz wyprowadzony i udowodniony zostaje przyjęty, nie muszę dochodzić do tych samych prawd w nieskończoność. Na aksjomatach opiera się matematyka, może nie bez przyczyny zwana jest królową nauk.