W sumie to mi już się z rozpaczy śmiać chce, bo oto oglądamy setny w ostatniej dekadzie film, w którym nawala ojciec wobec syna (to =od lat 60-tych plaga w zachodnim świecie), synowi z tego powodu sypie się małżeństwo i dyscyplina moralna, i z tego samego powodu znowu dostanę sporą dawkę hejtu, że nie wolno mi wiązać tych dwóch spraw i jak śmiem oskarżać małżonków w trudnych związkach. A najlepsze jest to, że ja nigdy nie oskarżam ich, tylko to Coś, co im uporczywie chce rozwalić życie. Oczywiście, że od razu trafiam przez do szufladki dla oszołomów. (por. opinia w: To jeszcze nie koniec) Polecam diagnozę Roberta Bly'a w Żelaznym Janie.