A więc...sześć za rzadki motyw z owczarkiem (zdecydowanie za rzadki w kinematografii). I proszę i tu nie pisać o lizaniu po szyi, bo autor chciał przekazać to wszscy wiemy (spróbuj w mainstre'amowyn kinie pokazać więcej, żeby to puścili...)
Poza tym...mimo wszystkich wpadek i absurdów ten film jest w miarę spójny i ma klimat. Poza owczarkiem większym plusem jest postać nadzorczyni i po zakończniu aż prosi się, żeby wróciła jak Ilsa w nowym wcieleniu. Szkoda, że nie wróciła...
Dobra scena, zdecydowanie dodająca smaczku filmowi, bo poza tym to takie typowo francowskie przynudzanie (można by go spokojnie skrócić o przynajmniej 0,5h).
Tego typu, mniej lub bardziej dosłowne, wstawki sporadycznie pojawiały się w południowoeuropejskich sexploitach z lat 70-tych (np. "Oscenita", "Island of Death", "Emanuelle in America"), zgaduję że ze względu na nie do końca jeszcze określony w tamtych czasach status prawny wykorzystywania zwierząt w celach lubieżnych na ekranie.
Dziś taka scena jak w Sadomanii już by raczej nie przeszła, nawet mimo faktu, że to przecież tylko udawany stosunek. W sumie jedyny jaki kojarzę w miarę mainstreamowy i współczesny film z potraktowanym na poważnie drobnym motywem zoofilskim to "Dead or Alive" Miikego.