Ciągłe epatowanie charakteryzacją przykrywające nieudolność fabuły. Ciągła obecność motywu: zabili go i wstał. Elfka została zbita buławą, poleżała i wstała. Dostała strzałę w plecy, poleżała, ork strzałę wyciągną, elfka wstała. Potem dostała jeszcze strzałę w brzuch, ale ostro jeszcze walczyła. To samo rycerzyk: zabijany kilka razy, a jednak przeżył, opuszczony przez wieszczkę, wzięty pod opiekę starszej bogini. Ogólnie ocena filmu 0/10, bo to taki przerobiony Tolkien. Nawet charakter boga śmierci, który wylazł na końcu ze studni: czarno-ognisty, rogaty bydlak, niczym Balrog, a raczej taki jego słabszy i mniejszy braciszek co to głośno ryczy i rzuca jakimiś patykami...