moja ulubiona obok "Zmierzchu". "Księżyc.." i "Zaćmienie" się dłużyły, a tu nie wiadomo kiedy minęły dwie godziny. Jedyne zastrzeżenie mam co do długości sceny z wilkami i ludzkimi głosami. Ogólnie - dużo śmiechu i kilka łez. Zabrakło mi mojej ulubionej sceny, gdy młodzi oznajmiają Charliemu, że wezmą ślub, której nie było w poprzednim filmie. Cieszę się, że wrócił Carter Burwell - od razu zrobił się klimacik.Wybieram się trzeci raz. A Bella przed otwarciem oczu wyglądała jak Śnieżka :-).