Wątek miłosny między Dominikiem, a Sylwią najbardziej wszystkich poruszył, a nie wydaje
się by był on tu najważniejszy.
Co z rodzicami? Brakiem miłości, czasu, wsparcia, chęci zrozumienia!
"szybko! szybko! jakieś tabletki! bo rok straci! matura musi być! dyplomik najważniejszy!
Żadnym gejem nie jesteś! Daliśmy Ci wszystko!"
w s z y s t k o . . . .
Wiesz co dokładnie uważam tak samo.
Rodzice byli jego rodzicami, w dokumentach, w szkole jak trzeba było, w operze, w teatrze, tylko wtedy..nigdzie indziej. Oni byli z nim, ale nigdy dla niego. Dali mu wszystko co materialne, do końca myśleli tylko i wyłącznie o jego szkole, o maturze, w końcu ich syn nie tylko stracił rok, ale też całe życie. Jedynym momentem gdy choć trochę było widać jakieś uczucie między nimi był moment odłączania internetu gdy rodzice zaczęli się szarpać, a Dominik wybiegł z pokoju i krzyknął "PRZESTAŃCIE!"..wtedy przytuli się pierwszy raz szczerze wydawałoby się, ale to za mało by uratować coś tak rozsypanego, pokaleczonego, zniszczonego.
Sylwia była straszną osobą, manipulowała uczuciami Dominika, on przed nią udawał silnego, ale ona była zbyt sprytna by mu uwierzyć, potem zaczęło jej zależeć, później niż Dominikowi, ale że on już był w takim stanie to w chwili słabości poddał się, po pierwsze przecież myślał, że Sylwia już go odrzuciła (nie przyniósł jej tabletek), rodzice (o nich to już lepiej nie mówić) dali synowi tak na prawdę ratunek (w ich myśleniu) którym on potem się zabił, który stał się dla niego śmiertelny. Można było inaczej?! Można było. Terapia, ale nieee! Gdzie tam! Dominik ma maturę! I jak jej nie zda to nie będzie studiów i wiii! Nici z planów. A oni przecież tyyyle się napracowali, żeby zapewnić synowi "szczęście" bardzo pozorne.
Sylwia była wspomagaczem załamania Dominika, chociaż on myślał inaczej. Myślał, że ona mu pomaga. Uzależnił się.
Zapalnikiem była sytuacja na judo.
A cała choroba, rozwijająca się z czasem, na razie bez powikłań, objawów siedziała w tej rodzinie, ale dopiero gdy stało się to wszystko, gdy świat idealnej z daleka rodziny Santorskich się posypał, gdy Dominik zamknął się pokoju, rodzice zaczęli się zdradzać, gdy się zawaliło to wszystko co tak misternie układali, wtedy zdali sobie sprawę jak bardzo jest źle, ale wtedy było już za późno. Najwyraźniej ta tragedia musiała się stać, by uratować Sylwię, by rodzice przejrzeli na oczy.
I właśnie to jest najstraszniejsze ILE rzeczy ILE swoistych tragedii musi się wydarzyć, żebyśmy coś zrozumieli?! ILE.
Shandra: O tak.
Jestem podobnego zdania - najistotniejszym wątkiem w tym filmie, była ta relacja między rodzicami a Dominikiem.
Mimo wszystko.
GirlEdyta, podpisuję się pod Twoim komentem.
Czy aby na pewno relacja Dominika z rodzicami była najistotniejszym wątkiem w tym filmie.
Mnie się wydaje,że nie. Więc dorzucam głos w dyskusji, co by była to dyskusja.
Jacy rodzice Dominika byli wszyscy wiemy - nie wykupili sobie kursu przygotowawczego do odpowiedzialnego rodzicielstwa:). I tu się wszyscy zgadzamy.
Ale, czy gdyby nie ta sytuacja na judo i następujący po niej splot wydarzeń i reakcji otoczenia, dalej nasza rodzinka nie chodziłaby do teatru , rodzice dalej powierzchownie interesowali by się synem, a Dominik wyrósłby na podobnego do mamuśki gnoja pomiatającego otaczających go ludzi. ......A i jeszcze reżyser nie miałby głębszego tematu do filmu:)..
Akurat ja myślę, że rodzice stanowią w tym filmie tło, bardzo istotne, ale tylko tło.
Niemniej rodzice są bardzo ciekawym tematem do dyskusji. Dla mnie najbardziej niezrozumiałe jest zachowanie matki po śmierci Dominika, jaki cel ona miała wchodząc do sali samobójców, co przez to chciała uzyskać. .
Oni mnie przyjęli jak rodzinę.
Może chciała się przekonać co to jest, może... Kto wie. Chciałabym zobaczyć rozmowę Sylwii i Kuleszy, tj. Beaty Santorskiej taką realną. Albo z kamerką, jak gadała z Dominikiem. Ciekawe mogłoby to być.
Dominik mówi przecież rodzicom - ''Oni mnie przyjęli do siebie jak rodzinę [...] Jesteś dla nich, a oni są dla Ciebie [...] Ci ludzie bardzo mi pomogli, bardzo '' .
I matka Dominika po prostu chciała im podziękować za to byli z jego synem, pomogli mu.
No tak. Ona przecież miała informacje na temat Sali tylko od Dominika. Ze słów Dominika wywnioskowała, że oni mu pomagali , wspierali go.
Nie wiedziała tylko na czym to wsparcie polegało. Chyba biedaczka myślała że próbowali go uratować, stąd ta jej wdzięczność - dla mnie to kolejny tragizm rozgrywający się już po śmierci Dominika, a wynikający z niewiedzy o prawdzie.
Gdyby wiedziała, co oni nu kładli do głowy, to chyba przyszłaby im przywalić.
Dla mnie ten film, polegał praktycznie tylko na kontaktach (a raczej ich braku) między Dominikiem, a rodzicami. Myślę, że to oni go popchnęli w ten dziwaczny świat i przez pecha zapoznał się z Sylwią, która w tym świecie już się zadomowiła i pozwoliła mu poczuć się dla kogoś ważnym.
A relacja miedzy Dominikiem, a Sylwią nie miała nic wspólnego z miłością czy romansem. On został po prostu wykorzystany, dla Sylwii nie znaczył nic, chciała tylko tabletki.
Takie jest moje zdanie.
Wiecie co jakoś inaczej interpretuję pojawienie się Beaty Santorskiej w Sali Samobójców, po śmierci Dominika.
Uważam, że ona po tym co usłyszała od Dominika na temat tego, że "ludzie" z Sali są dla Dominika jak rodzina, ona uwierzyła, że chcą dobrze, że mu pomagają. Jak dla mnie później gdy umarł poszła tak zobaczyć to wszystko i wygarnąć w bardzo zimny i ironiczny sposób. Myślę, że to było po to, żeby jakoś im dokopać..powiedzmy. Ona "dziękowała" im za pomoc, za wsparcie dla Dominika, ale nie szczerze, tylko z ironią, z żalem. Coś takiego. Tak to interpretuję, chyba wolę mysleć że w jakiś sposób ona im wygarnęła, przeraziła.
Nie chcę myśleć, że dalej żyła w tej nieświadomości, nie chcę myśleć, że oni nic nie oberwali od życia, chcę myśleć, że zapłacili za swoje czyny, że to jak bardzo zniszczyli Dominika, potem w życiu też ich zabijało.
Tak . Wersja z "ironicznym podziękowaniem" świadczyłaby o tym, że zaszły w niej jakieś pozytywne zmiany, że zmądrzała - też chciałabym w to wierzyć.
Z kolei inna interpretacja pt. "podziękowania z poczucia winy" mogłaby świadczyć, że rzeczywiście była im wdzięczna za to, że byli z Dominikiem w jego trudnych chwilach, kiedy ona zawiodła syna jako matka. Ta wersja byłaby przerażająca, gdyż mogłaby doprowadzić po czasie członków sali do przekonania, że to co robią - "wspierają" - jest dobre, skoro starzy dziękują. I tu prosta droga do następnej "adopcji" zabłąkanej duszyczki.
Niekoniecznie,
Być może Dominik przeżył, a ona weszła na salę powiedzieć im że nie żyje, ale dla nich i że nigdy więcej już na salę już nie wejdzie.
To czy on popełnił samobójstwo, to tylko domysły.
Dominik umarł. Nie wprowadzajmy twojej wersji w myślenie widzów, to nie do końca będzie dobre.
Beata Santorska wyraźnie powiedziała "Dominik nie żyje, umarł jakiś czas temu" .
Umarł w łazience, osamotniony, po tabletkach, zresztą filmik na końcu wrzucony do internetu. Jest podpis "To takie smutne, chłopak umiera wołając rodziców" i później R.I.P i [*] Wszystko jest wyraźnie, czy tego chcemy czy nie, Dominik nie żyje.
Oglądałam trzeci raz Salę Samobójców i dalej mam nadzieję na zmianę wydarzeń, że tabletki bez problemu spadną do toalety, że Dominik zwymiotuje, że zadzwonią po kogoś i zrobią mu płukanie żołądka, że go uratują. Głupia jestem..
Po obejrzeniu po raz pierwszy też miałam dziwne odczucie, że to było w ironii...może coś w tym jest, bo ona przy swoim charakterze z całą pewnościa winiła po części tych ludzi za to co się stało.
Skoro on mówił o nich same dobre rzeczy i sam powiedział, że bardzo mu pomogli i przyjęli jak rodzina to czemu Santorska
miałaby myśleć inaczej skoro nie znała tego środowiska z autopsji? Podpowiedzieć jaka jest prawda mogła jej jedynie nazwa sali, ale przecież Dominik ją uspokoił że to nie o to chodzi.
Myślę, że jakby skruszała po śmierci jej jedynego dziecka i chciała złapać minimalny kontakt z ludźmi z którymi jej syn był kiedy nikt inny nie mógł dotrzeć. Że to takie jakby pożegnanie z nim. I gdyby chciała komuś dowalić, to gdy zalogowała się w sali nie zaczynałaby słowami "Długo myślałam czy tu wejść..."
To było takie moje pierwsze odczucie po zobaczeniu tej sceny, może masz racje, ale mam wrażenie, że ona po śmierci Dominika już jedną osobę oskarżyła o jego śmierć - Santorskiego. Rozeszli się przcież niedługo po tym zdarzeniu a ze sceny w operze wynika, że to ona wyszła z inicjatywą co do tego kroku.
A wiecie jak interpretuje to moja mama, która dwa dni temu oglądała Salę na DVD.
Ona interpretuje to tak: Matka Dominika weszła do Sali w celu powiedzenia im co się stało dlatego, że jeśli on mówił, że oni są dla niego jak rodzina, to należało im się to wyjaśnienie. Dominik umarł po odcięciu internetu, w tym rzecz, oni mu zabrali tą "rodzinę" więc uważali, że Dominik nie miał już dla kogo żyć, że to jest wina tego odcięcia internetu. Że właśnie on umarł przez jego rodziców, którzy odcięli mu internet. I wiecie co popieram tą opcję,. Matka jakby przyszła "przeprosić" ale że ma taki charakter to nie powiedziała, czemu Dominik umarł, bo nie chciała sama siebie obwiniać. Tak właśnie uważam. Znaczy moja mama tak uważa, a ja się zgadzam.
Może coś w tym jest, ale trzeba wziąść poprawkę na to jaki charakter miała Santorska, nie wiem czy to zdarzenie aż w takim stopniu odmieniło ją, żeby kierowała się tymi motywami, którymi przypuszczasz, że się kierowała. Z drugiej strony jednak, to zdarzenie mogło ją diametrialnie zmienić - w końcu straciła swoje jedyne dziecko...
To teraz nasuwa się pytanie czy film był o szkodliwości internetu czy braku porozumienia z rodzicami.
Osobiście uchylam się przy drugim stwierdzeniu :)
Ten film nie był konkretnie o jednej rzeczy. Komasa powiedział: Sala Samobójców, jest o niebezpieczeństwie wynikającym z nas samych, o tych demonach, problemach, które mogą brać górę nas naszymi czynami, o słabości która jest w nas. Nie o konkretnych problemach. Tylko o nas samych. O radzeniu sobie z problemami.
To akurat w dużej mierze wina Sylwii, pamiętacie sytuację po zobaczeniu filmiku z pacynkami na "fb" (to chyba ten moment) jak Sylwia mówiła mu, że widzi strach, że on się boi (co mu usta kazała pokazać), to wtedy Dominik powiedział "Sylwia, torturujesz mnie, a ja muszę stąd wyjść, czekają na mnie". Ona nie chciała dać mu wyjść, ale on nie chciał jej zawieźć i został tam a potem gdy nie mógł wyjść, jeszcze ciągle z nią gadał ona mu bzdury wmawiała, on powoli oszalał, nie wiedział co ma zrobić, był właśnie zaplątany w swoje uczucia, miał do wyboru wyjść i stracić Sylwię, która była jego "pomocą i wsparciem" albo zostać, spełniać jej życzenia i słuchać tego co ona mówi, na początku się wahał potem został, uzaleznił się od Sylwii, od jej tekstów, od rozmów, od "spotkań" w Sali Samobójców. Skończyło się tragedią.