Mam bardzo mieszane uczucia co do tego filmu, jednak przewaga chyba negatywów nad pozytywami.
Z jednaj strony to kawałek, jakby nie było, dobrze zrealizowanego, polskiego(!) filmu. Podjęto ważny temat, jakim jest alienacja, zagubienie się w rzeczywistości i uciekanie w świat wirtualnej fikcji. Temat jak najbardziej aktualny, nie raz już słyszało się o ludziach umierających przy komputerze, którzy odmawiali podstawowych czynności fizjologicznych i odrzucali instynkt samozachowawczy z powodu kompletnego uzależnienia. Bardzo ciekawy i ambitny oraz głęboki temat, ale...
Moim zdaniem twórcy rzucili się chyba na zbyt głęboką wodę i próbowali stworzyć coś z głębszym sensem, a moim zdaniem z morza zrobili kałużę po letnich opadach.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ekspresja Jakuba Gierszała, głównego bohatera nie tylko moim zdaniem wręcz zakłóciła odbiór filmu. Wydaje mi się, że taka kreacja głównego bohatera, rozhisteryzowanego, zagubionego, mającego wszystko ale innego niż cała reszta jego otoczenia miała wzmocnić przekaz i pokazać dramat jednostki nie potrafiącej się odnaleźć. Niestety, przynajmniej dla mnie, efekt był zgoła odwrotny. Dla mnie była to egzaltacja niewspółmierna do sytuacji, biorąc pod uwagę to, że filmowy Dominik pochodził z dobrze sytuowanej rodziny wzbudziła we mnie wręcz odrazę do wykreowanej w ten sposób postaci.
Nie zmienia to faktu, że bardzo podobało mi się pokazanie tego, jakim problemem jest anonimowość w internecie i jakich szkód może dokonać. Świadczy o tym chociażby ta scena, w której członkowie Sali Samobójców wylogowują się z gry słysząc o śmierci Dominika od jego matki. Warte uwagi jest także pokazanie reakcji otoczenia na orientację seksualną bohatera (moim zdaniem taki mały stryczek w nos Facebooka i innych portali społecznościowych, dzięki którym tempo rozprzestrzeniania się informacji jest szybsze niż przy pomocy plotek przy wiejskim sklepie).
Konkludując, już krócej niż we wstępie i rozwinięciu myśli: sala samobójców to na pewno film traktujący o ciekawym, ale równocześnie przerażającym zjawisku, jakim jest alienacja ocierająca się nawet o mizantropię, zamknięcie się we własnym świecie/ świecie wirtualnym, uzależnieniu oraz presji otoczenia.
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że "Sala Samobójców" miała być takim polskim "Requiem dla Snu" (który śmiało może uchodzić za inspirację dla "Sali"), tylko że jednak coś nie do końca wyszło. Mimo wszystko film godny uwagi, lecz bez zbędnego szukania drugiego dna.
Jak dla mnie film ukazuje szarą rzeczywistość jaka jest w Polsce.. Dam przykład na jednej scenie. Jest moment gdy do domu Santorskich przychodzi lekarka, by wypisać receptę. I rozmawia z Dominikiem, później z Jego rodzicami. I oni chcieli się dowiedzieć czegoś więcej o tym, co się dzieje z Dominikiem. Na to lekarka mówi że zaprasza ich do jej gabinetu i wtedy porozmawiają... I w tym momencie tu jest okazana rzeczywistość, bo żeby dowiedzieć się czegoś od lekarza to trzeba nie tylko się umówić na spotkanie, ale i zapłacić za wizytę.. Nic dziwnego że poszła ładna wiązanka z ust mamy Dominika... Zgodzę się z tym że film ma przesłanie, jednak ten film uczy czegoś i można wywnioskować z tego jeden wniosek: Samobójstwo jest to zły kierunek rozwiązywania problemów... A rodzicie Dominika nie potrafili mu pomóc..Nie wiedzieli nawet jak.!