Moje pierwsze wrażenie po wyjściu z kina? - jak ja nie cierpię rodziców tego chłopaka! Dawno nie miałem takiego odczucia nienawiści wobec fikcyjnych postaci po obejrzeniu filmu. Przez cały film nie zwracałem większej uwagi na to, co dzieje się z bohaterem, bo nie On jest dla mnie postacią pierwszoplanową, w moim mniemaniu postać pierwszoplanową odgrywają jak nie trudno zgadnąć rodzice.
Wystarczy tylko zauważyć podejście do życia tych ludzi, żeby dostrzec zaraz na początku filmu, jak bardzo niezdrowe relacje panują w tej rodzinie. Wybieranie się do teatru na sztukę, żeby zaimponować ministrowi. Sztuczność kipiąca z gorzkich uśmiechów panujących na minach całej oglądającej rodziny. Pomijam fakt, że sam główny bohater kompletnie nie był zainteresowany sztuką, była to więc dla niego forma kary.
Dążenie do kariery ma większe znaczenie aniżeli dobro własnej rodziny. Rodzice nie poświęcający wystarczającej ilości czasu własnemu dziecku, zapatrzeni są we własne ścieżki rozwoju zapominając czymś jest rodzicielstwo, na czym polega odpowiedzialność rodzica. Reakcja na niepokojące sygnały ze strony syna nastąpiła stanowczo zbyt późno, co zaowocowało lawiną kłopotów. I kto wie, może i udało by się wówczas powstrzymać ten problem, rozmową, troską, współczuciem. Tylko do tego trzeba empatii, której w rodzicach tego chłopaka nie było za grosz.
Czy Ci rodzice chcieli mu pomóc? Odpowiadam, nie. W zawrotnym wirze codziennego życia pojawił się problem, który trzeba zlikwidować. Nie ważne jakim kosztem, ważne, żeby nie było problemu. Czy tak postępują kochający rodzice?
Film dla kogo? Dla mnie, dla ciebie przyszła mamo i tato i dla was rodzice. Po obejrzeniu tego filmu, pomyślcie, czy idea nieograniczonej wolności jest tak dobra.
Czy tak naprawdę granice moralne mają słuszność bytu. Czy służą, czy jednak ograniczają.
Dziękuje i pozdrawiam.
To nie jest tylko film fabularny opowiadający jakąś historie "z powietrza". To film o wielu młodych ludziach, zagubionych, samotnych, pragnących milosci, i akceptacji i nazwanych w tym filmie Dominik Santorski. O wielu Polskich rodzinach w których rodzice są o krok przed samym sobą, za bardzo zapracowani za bardzo zajeci aby zobaczyc wlasne dziecko takimi jakie one jest. Tacy ludzie nazwani są Santorskimi. Film jest o tym jak bardzo mozna sie stoczyc i dac soba manipolowac, a taka manipolatorka i osoba wykorzystujaca slabosci innych nazwano Sylwią. Film jest przez to obrazem niezwyle prawdziwym i oryginalnym ze moze byc przeznaczony dla rodzicow, nauczycieli, i samych nastolatków, dla kazdego kto jest na tyle inteligentny aby zobaczyc w tym filmie wlasne otoczenie.
Siła perswazji, oddziaływania na drugiego człowieka pod wpływem jego niestabilnej sytuacji emocjonalnej jak widać potrafi być i silna i zgubna. Tylko zadać sobie też warto pytanie, kogo winą jest, że człowiek poddaje się wpływowi innych ludzi. Czy to kwestia silniejszych, lepiej przystosowanych do funkcjonowania ludzi? A może odpowiedź jest gdzie indziej. Warto pomyśleć.
Bardzo spodobało mi się określenie ludzi: Santorscy. Trafne i błyskotliwe, smutne zarazem. Jakby nie patrzeć problem, który porusza w tym filmie reżyser dotyczy coraz większej ilości rodzin w Polsce i nie tylko. Przypomina mi się moment, w którym pada fraza ojca: "czego chcesz, przecież wszystko Ci daliśmy? " . Wystarczy przejrzeć przez spis rzeczy nazwanych wszystko. I właśnie, to tylko spis, w dodatku rzeczy.... i to jest dla rodzica, wszystko.
"Kupiliśmy Ci nowe drzwi". A w filmie ani raz nie zapytali się jak się czuje, co u niego słychać, dlaczego nikt go nie odwiedzi, czy spotyka się z Karoliną itp. Zero zainteresowania jego życiem, samopoczuciem, problemami. Znam to doskonale. Santorscy to niestety także moi rodzice.
Każda z postaci ( a przynajmniej większośc) jest symboliczna, ma swoje odpowiedniki w ludziach którzy nas otaczają. Dlatego przypasowałem tej grupie osób nazwy z tego pięknego i mądrego filmu. Dziękuje ci bardzo Kasia86_filmweb że podzieliłaś się z nami określieniem że twoi rodzice są jak Santorscy, bo to upewniło mnie że nie piszę rzeczy wyssanych z palca. Dziękuje jeszcze raz i pozdrawiam
To ja dziękuję i kolejny raz mogę pomyśleć o tym jak bardzo ten film jest podobny do życia mojego i wielu innych ludzi. Dzięki takim przemyśleniom każdego z was mogę wciąż bardziej zagłębiać się z ten film i wyciągać nowe wnioski, refleksje. Tak poza tym to uwielbiam Twoje wypowiedzi, zawsze z argumentami i świetnie trafiające do mnie. Ja również Cię pozdrawiam.
ale fajnie określone : Santorscy. Jeszcze troche a ten film przejdzie do kanonu filmów obowiązkowych w klasie maturalnej ( i byłby to nawet niezły pomysł !) tak jak określenie np Dulscy ;)
ja jednak nie sądze że ci rodzice byli tak krańcowo potworami.
ja myśle że oni to sobie nie zdawali sprawy że robią mu krzywde ( to jak mówili masz wszystko - dla nich to było wszystko - ale dla Dominika to było za mało- oni tego nie rozumieli)
no ale potem jak zobaczyli że ich dziecko ma poważne problemy to postanowili zanegować to że ich dziecko ma jakiekolwiek problemy ( bo to jest normalny chłopaiec-on czyta i ma mature) . Tu mnie wkurzyli i dopiero od tamtego momentu nie miałam już dla nich litości i zrozumienia.
Zauważ że nikt, a przynajmniej na nie nazwałem ich potworami. Oni nie wiedzieli że robią mu krzywdę, ponieważ nie wiedzieli nic o własnym synu (to tak jakby oblać kogoś zimną wodą tak dla zabawy a tamta osoba może na przykład może się obrazić, bo tego nie lubi i brak jej poczucia humoru, a oblewający tego nie wiedział ... nie wiem czy dobry przykład ale nawiązując do letnich zabaw albo dingusa :D). Santorscy chcieli pomóc Dominikowi ale nie wiedzieli jak to zrobić więc starali się strzelać z pomysłami nieświadomie może robiąc mu krzywdę. Dominik przestał im ufać, traktował tak jak na to zasługiwali a oni uważali iż źle ich traktuje. ( Santorski mówił "Synku, otwórz drzwi nie zasłużyliśmy na to, daliśmy ci wszystko" a tak na prawdę ni wiedział jak powinien się zajmować własnym synem. Po co Dominikowi szofer, grzywka emo, drogie ciuchy jak nie ma najważniejszej rzeczy ... rodziców). Oni żyli w złudzeniach,ich syn był taki jakiego oni sobie wymyśleli, z ich własnymi marzeniami, a tak naprawdę Dominik był inny nie był ich snem, był realną postacią. Wybacz ale Santorscy może umieją zarabiać pieniądze, i zajmować się swoją pracą ale nic nie wiedzą o zajmowaniu się dzieckiem, nie potrafią go wychować. Nie byli złymi rodzicami, nie nie ma czegoś takiego jak źli rodzice (rodzice zazwyczaj się troszczą o dziecko, chcą dla niego jak najlepiej, świadomie nie krzywdzą własne dzieci ... Santorscy nie byli inni) są tylko tacy którzy po prostu nie powinni nimi być, bo z góry wiadomo że będę go krzywdzić bo tac są a nie dla tego że chcą tacy być.