Byłem dziś na "Sali..." i nie bardzo rozumiem ogólny zachwyt tym filmem. Ledwo
wytrzymałem do końca, gdzieś od momentu psychiatrów z desperacji skakałem w fotelu,
żeby zapewnić sobie jakieś bodźce.
Powiem krótko: rozumiem, że czasem kręci się złe filmy. Okey, może nie wyszło, może nie
tak miało być, wynik jest jaki jest. Ale nie cierpię, kiedy film jest TYLKO ambitny - tzn. ma
sprawiać wrażenie mega wartościowego oh-so-very-alternative-'n'-deep, ale tak naprawdę
nie ma w nim nic, oprócz tego pozoru.
Górna granica odbiorców to może jakieś 16 lat.
Od strony fabularnej bez fajerwerków. Ale gra aktorska - dno i metr mułu. Wszyscy aktorzy
polegli; może poza Kuleszą, która jako jedyna była wiarygodna.
Nie chcę się zbytnio zagłębiać w tę wymianę zdań, która nic pewnie nie zmieni, ale muszę zapytać o jedno. Kim Ty w ogóle jesteś żeby oceniać aktorstwo? Rozumiem, że film był może zbyt odważny, dlatego się wystraszyłeś. Stąd pewnie ta niechęć i negowanie wszystkiego bez trzeźwej analizy.
zbyt odważny? ahaha dobre sobie, odważny był chyba tylko w scenie pocałunku Dominika z Alexem. film jest niestety, ale żałosny, nikt kto ceni sobie dobre kino nie powie, że był dobry. same dialogi (szczególnie wypowiedzi Sylwii) były straszne.
Humerus, jestem ŚWIADOMYM WIDZEM, i to upoważnia mnie do oceny poziomu aktorstwa. A był ten poziom porażająco kiepski. I, tak samo jak wyjebauer, nie bardzo wiem, gdzie ten film był odważny. Momentami tak kiepski, że aż zabawny.
a propos tego pocałunku, nie wiem jak dla was ale dla mnie on był zaskakująco, niepokojąco seksowy; ciekawe ile dubli kręcili...
Według Was to nie było odważne? Debiutujący reżyser zabiera się za komercyjny film tak różny od powstałych w ostatnim czasie produkcji rodzimych. Pojawia się wątek samobójstwa, uzależnienia, homoseksualizmu, patologii rodzinnej. Dla mnie jest to coś co wykracza poza pewien schemat normalności, przyjętych norm społecznych. Uważam że to była jak najbardziej odważne i wielu ludzi mogło się przestraszyć logicznej oceny tego filmu. Nie uważacie, że sposób realizacji Sali Samobójców był ciekawy, nawet trochę innowacyjny?
Samobójstwo i, przede wszystkim, uzależnienia, to tematy wybitnie komercyjne, idealnie trafiające w gusta "alternatywnych" nastolatków - gwarancja, że film się sprzeda. Homoseksualizm nie jest już szokujący. Zwróć uwagę na to, że żaden film nie jest o codziennym, zwyczajnym życiu.
Nie dostrzegam nic innowacyjnego, możesz rozwinąć?
"Debiutujący reżyser zabiera się za komercyjny film tak różny od powstałych w ostatnim czasie produkcji rodzimych. Pojawia się wątek samobójstwa, uzależnienia, homoseksualizmu, patologii rodzinnej."
Czy my żyjemy w tej samej Polsce?? Ostatnimi czasy mam wrażenie, że każdy polski film jest naszpikowany tragedią a wątek patologii rodzinnej to już w zasadzie motyw wędrowny.
"wielu ludzi mogło się przestraszyć logicznej oceny tego filmu"
Na Boga, dlaczego niby?
"Nie uważacie, że sposób realizacji Sali Samobójców był ciekawy, nawet trochę innowacyjny?"
Wydaje mi się, że przez sposób realizacji rozumiesz wstawki animowane. Więc nie, nie wydaje mi się. Przez te animowane "sceny" akcja zdecydowanie traci na wartkości. To były tylko takie zamulaczy, które powstały pewnie tylko po to, żeby film się dobrze sprzedawał i można było zrobić ciekawą akcję marketingową. Poza tym miałam takie dziwne wrażenie, że te dwa światy są ze sobą totalnie nie połączone w żaden sposób a przecież nie o to chodziło.
Zacznijmy od tego, że w komercyjnym polskim kinie prym wiodą komedie romantyczne, którym zawdzięczamy powiedzenie: "jak na polski film, to...", następnie są przepełnione patosem i przemocą filmy biograficzno-historyczne. Są też oczywiście filmy o patologiach rodzinnych, ale tematyka nie musi być już tu koniecznie taka sama w każdym przypadku. Ja osobiście podobnego filmu nie widziałem, dlatego jest on dla mnie w pewnym sensie innowacyjny. Sposób realizacji to nie tylko to o czym wspomnieliście, ale np. sposób w jaki ukazana jest postać Sylwii. Co do animowanych wstawek, które mają oddać klimat alternatywnego świata, to dla mnie kolejna nowość. Uważam, że skoro reżyser chciał opowiedzieć historię pisaną równolegle w dwóch światach, nie miał zbytnio wyboru i musiał zastosować taką technikę. Owszem, niektóre sceny były trochę na wyrost, ale nie było chyba aż tak źle jak uważacie. Co do aktorów to również najbardziej podobała mi się rola P. Agaty Kuleszy. Pozostali wypadli na prawdę dobrze i nie wiem czemu mieszacie ich z błotem. Roma Gąsiorowska jak dla mnie mówi niezbyt wyraźnie i ma raczej słabą dykcję, ale była zupełnie oddana swojej roli. Bardzo podobał mi się moment, kiedy wybiega ze swojego pokoju i wybiega na światło dzienne. Oczywiście nasze zdania są zupełnie inne, ale wynika to tylko i wyłącznie z umiejętności subiektywnej oceny, co nadaje sens całej wymianie zdań. Po drugie nie obejrzałem zapewne tylu filmów co Ty i dlatego uważam Salę Samobójców za pewnego rodzaju nowość, a przy okazji mam bardziej okrojone horyzonty i nie posiadam takiej wiedzy o współczesnej kinematografii.