Wiele osób porównuje „Saltburn” do „Utalentowanego Pana Ripleya” mówiąc, że jest zbyt oczywisty, mniej ciekawy i obrzydliwy. Zupełnie niesłusznie, bo to dwa różne gatunki. Ripley to typowy thriller. Fajny pomysł, prawidłowo zrealizowany, ale jak dla mnie nie jest wybitny, szybko się go ogląda i jeszcze szybciej zapomina. Uważam, ze Matt Damon nie popisał się patrząc na to jak Barry Keoghan wczuwa się w rolę i dosłownie staje się Oliverem. Jest tak intensywny i autentyczny, że ciężko oderwać wzrok (polecam obejrzeć „Zabicie świętego jelenia” kolejny świetny performance). Saltburn jest dziełem; mieszaniną czarnej komedii, dramatu i thrillera. Mamy przepiękne kadry, światło, nawiązania do mitologii greckiej oraz sztuki Szekspira. Muzyka jest jest wspaniała, wzbudza odpowiednie emocje (odnoszę się do muzyki instrumentalnej stworzonej przez Anthonyego Willisa). Bardzo ciekawie poruszony jest temat przywilejów, jakie wiążą się z byciem, urodzonym w rodzinie z tytułem i ogromnym majątkiem. Rosamund Pike i Alison Oliver również odegrały swoje role bezbłędnie. Uważając na filmie można było zauważyć wiele podpowiedzi co było zabiegiem celowym i jak dla mnie świetnym. Saltburn to sztuka. Ma cieszyć oko, wzbudzać kontrowersje, zaskoczenie, ma być erotyczny i złowieszczy. Elsbeth jest świetną reżyserką i po „Obiecującej młodej kobiecie” zdecydowanie się nie zawiodłam.