Moim zdaniem Michelle Pfeiffer zagrała lepiej od Sean Penna. Nie mówię, że zagrał on źle, ale
jeśli jemu należała się nominacja do Oscara, to jej należał się Oscar, a nic nie dostała. Aż razi
niesprawiedliwością.
Rola Sean Penna była tak ekspresyjna i wyrazista, do tego zagrana z wielką pasją jak to on potrafi zagrać, że przyćmiła wszystko pozostałe w tym filmie. Nie mówię tu nawet o rewelacyjnej i wciąż przepięknie wyglądającej Michelle Pfeiffer, ale też o pozostałych aktorach którzy w filmie stworzyli niezapomniane widowisko: Dakota Fanning, Richard Schiff czy pokazywaną okazjonalnie zastępczą mamą która zagrała Laura Dern.
Sean Penn przyćmiewa miejscami nawet samą niesamowitą historię, która w filmie została opowiedziana. Dlatego ośmielę się stwierdzić, że gdyby w tym filmie nie wystąpił Sean Penn na pewno byłaby jedna nominacja mniej, ale film robiłby jeszcze większe wrażenie i być może doceniono by bardziej pozostałych aktorów, bo z pewnością w tym obrazie na to zasłużyli.
No co Ty?! Sean Penn jest wspaniałym aktorem, jednym z najlepszych i fakt, że za rolę w "Sam" nie dostał Oscara jest po prostu nieprawdopodobny. Michelle Pfeiffer zagrała dobrze, ale to była zwykła rola. Rola Penn'a wymagała więcej emocji i była niesamowita, a Pfeiffer po prostu dobrze zagrała, ale bez rewelacji. Absolutnie się z Tobą nie zgadzam.
Sean Penn zdecydowanie zasłużył na nominację, natomiast jeżeli chodzi o brak nominacji dla Michelle Pfeiffer... wydaje mi się, że jej rola w tym filmie nie była wystarczająco wymagająca, aby została za nią nagrodzona.
a moim zdaniem rolą Sama dało się więcej zagrać . zresztą patrząc Pfeiffer nie oceniałem gry aktorskiej tylko... na właśnie. cud,miód i orzeszki :)