Biedny Samson − hebrajczyk o nadnaturalnej wręcz sile, stawiający czoła okrutnym Filistynom − nigdy nie miał szczęścia do filmów. Na ekranie po raz pierwszy zagościł w 1914 roku, później grany był między innymi przez Vica Mature’a i Antony’ego Hamiltona (w filmach słusznie rzuconych w niepamięć). Teraz ma odrodzić się w duchu widza ponownie, za sprawą C-klasowego, biblijnego dramatu (i filmu akcji, i filmu przygodowego, i wymykającego się ramom gatunkowym galimatiasu, o estetyce godnej kina superbohaterskiego). Ostatnie minuty „Samsona” dadzą niektórym w kość − za sprawą zbędnego nihilizmu i dojmujących kreacji aktorskich też. Obrazowi nadano ton rzewny, chwilami zawodzący, ale nie dajcie się zwieść: oglądacie adaptację literatury fantastycznej, a talentów nadprzyrodzonych pozazdrościłby tytułowemu herosowi sam Wolverine.
Pełna recenzja: wellalwayshavethemovies . wordpress . com
Drogi kolego ciężar dowodu leży po drugiej stronie. Trzeba pokazać dowód na to, że ta "literatura" nie jest fantastyczna.
Idąc Twoim tokiem myślenia możliwe jest, że na plutonie są mimiki gdyż nie potrafię udowodnić, że ich tam nie ma...
o to dowód! Umrzyj, to zobaczysz że rzadnego sądu, piekła czy czyścca nie ma a Sądu Ostatecznego też nie!
No i zaczyna się antykatolicka nawałka na kogoś kto ma inne spojrzenie. Oczywiście wy wiecie lepiej, bo urodziliście się na przełomie XX i XXI w, i zapewne pozjadaliście wszelkie rozumy. Takich jak wy były miliony i po was również będą :), a wiara chrześcijańska trwa już ponad 2 tyś. lat i będzie trwała. Śmiać mi się chce jak próbujecie udowodnić, że to co jest zawarte w Biblii to fantastyka. Próbujcie dalej, dalej wypluwajcie ta całą waszą żółć niczym nie popartą. Bo jak nie wiecie co pisać to standardowo pojawiają się tylko epitety, tak "awarek_2"? A czy my musimy coś udowadniać? Nie nie musimy niczego udowadniać. Idźcie na Avengersów :) To łatwiejsze.
Na chwilę zapomnę o własnych poglądach i spojrzę na waszą dyskusję :) Otóż w tym miejscu nikt z was nic, ani nie obalił, ani nie udowodnił. Obrzuciliście kolegę wierzącego stekiem epitetów i nie podparte konkretnym rozumowaniem (choć słuszne) twierdzenie, że ciężar dowodu spoczywa na kimś kto daną tezę głosi, a kolega wierzący podparł się jedynie dość wątpliwą postawą, że jego wiara jest prawdziwa po trwa ponad 2 tysiące lat i nic nie musi udowadniać, bo tak jest i koniec. Nie mam osobiście zamiaru wykłócać się z kimkolwiek z was, bo mam lepsze rzeczy do roboty, ale zadbajcie o jakiś porządek i kulturę dyskusji, aby ten portal przestał przypominać targowiska kretynów. Na razie błyskotliwie ośmieszono obie postawy.