Paradoks tego filmu jest taki, że gdy się go ogląda, to w zasadzie nic się fabularnie kupy nie trzyma, każda decyzja bohatera wydaje się absurdalna, nagły przeskok o wiele lat do przodu po niezłej rzeźni też jest jakiś daremny... a problem w tym, że w sumie te wątki faktycznie w Biblii są. I nie jest to przytyk do Księgi Sędziów, ale raczej refleksja, że pewne narracje nie są tak łatwo przekładalne na film, zwłaszcza gdy polega on na tworzeniu scenariusza na zasadzie "wynotować wątki z Biblii, a potem kolejne odfajkowywać jako scenki, które tworzą marny związek przyczynowo-skutkowy".
Zabawnie na początku, gdy Samson jest jak młodszy brat Rocka.
I skąd ziemniaki i kukurydza w tamtej epoce w tamtym miejscu? :)