Cóż, Satno jak Santo... ani gorszy, ani lepszy.
Do garderoby Santo trafia laska, którą widzimy w prologu do filmu w trakcie likantropiczego rytuału prosząc o spotkanie, zaraz po nie pojawia się prywatny detektyw z prośbą o pomoc w walce z wilkołakami. I tak o to zaczyna się przygoda Santo, pełna pocałunków, skoków do basenu i owłosionych kobiet.
Pierwsze pół godzina kompletna beka, ale potem już strasznie chaotyczna fabuła zaczyna męczyć. No a śmiałem się bo nie oglądałem już takich szaleństw ze dwa lata, do tego atmosfera w kinie się udzieliła. Samotnego seansu nie polecam, to raczej film dla fanów Santo, pozostali będą zgrzytać zębami, jeśli nie wyposażą się w towarzystwo i używki :)